Dziś odbyła się pierwsza rozprawa w procesie przeciwko byłemu ministrowi infrastruktury – Sławomirowi Nowakowi, który jest oskarżony złożenie nieprawdziwych oświadczeń majątkowych. Czyn ten zagrożony jest karą do trzech lat więzienia.

Zegarek, który wywołał całe zamieszane kosztować miał ponad 17 000 złotych a przepisy mówią, iż w oświadczeniu majątkowym należy uwzględnić dobra powyżej 10 000 złotych. Były minister utrzymuje, że o tym nie wiedział.
„Nigdy nie sprzeniewierzyłem się przepisom prawa ani normom i zasadom porządku publicznego”. – zapewniał Sławomir Nowak na sali sądowej. Usłyszeliśmy również, że: „Ten proces nie jest o to, czy złamałem przepis ustawy, ale o to, czy jestem uczciwym i porządnym człowiekiem”.
W obronie byłego ministra, zeznawali również członkowie jego rodziny. Matka Sławomira Nowaka, ze łzami w oczach perorowała: „Gdyby mój syn wiedział, że ten zegarek trzeba wpisać, to na pewno by to zrobił. Od kiedy syn zaangażował się w życie polityczne, był bardzo transparentny…”
Według jej zeznań, zegarek był prezentem urodzinowym, który wymarzył sobie Nowak. Aby go kupić rzekomo razem z mężem, odkładali przez kilka lat po 300 – 400 złotych. Wydaje się to o tyle ciekawe, że ojciec byłego członka PO, otrzymywał 1000 zł renty a matka – 1500 zł. Wersję teściowej, potwierdziła żona Sławomira Nowaka, która mówiła:
„Mąż od dawna o tym marzył, ale uważał, że kwota jest duża. Ja postanowiłam zrealizować jego marzenie i namówiłam jego oraz teściów do zbierania pieniędzy. Oni pomysł podchwycili”.
na podstawie: wpolityce.pl, polskieradio.pl