Od wyboru kard. Bergoglio na biskupa Rzymu i przyjęcia przez niego imienia Franciszek minęło już trochę czasu, nadeszła więc pora na pierwsze refleksje i oceny związane z jego papieską posługą.
Przede wszystkim początkową fazą pontyfikatu nie można być zaskoczonym. Franciszek I, jak należało się spodziewać, jest przedstawicielem lewicującego prądu intelektualnego, który to typowy jest dla zakonu z którego sam papież się wywodzi – Jezuitów. Papież jest też typowym modernistą, w rozumieniu nie postępu, a zdefiniowanego przez p. Stanisława Michalkiewicza, postępactwa. Ale po kolei . Od samego początku Franciszek I odchodzi od bycia monarchą, używa jak najskromniejszych strojów, zniża się do poziomu zwykłego duchownego. Zyskuje tym samym sympatię tłumu, lecz z pewnej perspektywy widać wyraźnie, że przynosi to więcej szkód niż pożytku. Jak pisałem kiedyś: „Skończyło się tym (Sobór Watykański II – p.p.), że Kościół traktowany zaczął być mniej poważnie (dlatego monarchom słusznie nie przychodziło do głowy wchodzić między poddanych), czego konsekwencją zaczęło być to, że lud mógł wywierać na hierarchach kościelnych presje, w celu dokonania określonych zmian, nawet w nauce Kościoła.”
Jak można zauważyć, problem odchodzenia od monarchii w Kościele jest problemem złożonym, którego nie można rozważać jedynie w sferze symboliki, co jednak jest bardzo istotne. Ucieczka Franciszka I przed tradycją w Kościele swój początek miała już za czasów gdy nie był on jeszcze papieżem. Istnieją zdjęcia ukazujące kard. Bergoglio udzielającego Komunii Świętej wiernym na dłoń (na co zgody nie wydał JŚw Benedykt XVI – dowód na łamanie dyscypliny i zakazów przez argentyńskiego kardynała, co jest niewątpliwie zachowaniem nagannym). Kard. Bergoglio zezwalał również na (niedopuszczone także przez JŚw Benedykta XVI) używanie instrumentów i wykonywanie muzyki niestosownych do Mszy Świętej. Co jeszcze? Obecny papież „zasłynął” zapalaniem wespół z Żydami menory, czy przyjmowaniem błogosławieństwa od duchownych prawosławnych. Pytanie, czy katolikowi uchodzą takie czyny, jest raczej retoryczne. W kwestii samej liturgii Franciszek I jest zwolennikiem zmian wprowadzonych przez Sobór Watykański II, niedawno powiedział nawet: „Sobór był pięknym dziełem Ducha Świętego. Pomyślcie o Papieżu Janie, który zdawał się być dobrym proboszczem. Był on posłuszny Duchowi Świętemu i poszedł za tym. Ale czy 50 lat później uczyniliśmy wszystko, co Duch Święty powiedział nam na Soborze, w tej ciągłości wzrostu Kościoła, którą był ten Sobór? Nie. Świętujemy tę rocznicę, budujemy pomnik, byle tylko nie przeszkadzał. Nie chcemy niczego zmienić. Co więcej, pojawiają się głosy, by zrobić krok wstecz. To właśnie znaczy upór, tak właśnie chce się oswoić Ducha Świętego i to nazywa się być nierozumnym i opornym serce”., nie zważając, że już św. Pius V pisał w bulli Quo Primum Tempore takie oto słowa:
„Dlatego więc, aby wszyscy i wszędzie zaadaptowali i przestrzegali tego, co zostało im przekazane (w Soborze Trydenckim – p.p.) przez Święty Kościół Rzymski, Matkę i Nauczycielkę wszystkich innych Kościołów, będzie odtąd bezprawiem na zawsze w całym świecie chrześcijańskim śpiewanie albo recytowanie Mszy św. według formuły innej, niż ta przez Nas wydana; nakaz ten ma zastosowanie do wszystkich kościołów i kaplic, patriarchalnych, kolegialnych i parafialnych, świeckich bądź należących do zgromadzenia religijnego, czy to męskiego (włączając w to wojskowe) czy żeńskiego, w których Msze św. winny być śpiewane głośno w prezbiterium lub recytowane prywatnie, zgodnie z rytami i zwyczajami Kościoła Rzymskiego; ma to zastosowanie nawet wówczas, jeżeli wymienione kościoły zostały w jakikolwiek sposób zwolnione, czy to przez indult Stolicy Apostolskiej, czy przez zwyczaj, przywilej, lub nawet przez przysięgę lub zatwierdzenie Stolicy Apostolskiej, lub też jeżeli ich prawa i swobody były zagwarantowane w jakikolwiek inny sposób”.
Czyżby papież Franciszek negował nieomylność w kwestiach wiary jednego ze swoich poprzedników, w dodatku świętego?
Ostatnią kwestią dotyczącą samej stricte wiary jest tzw. ekumenizm. Papież Franciszek I jest jego zwolennikiem, a przypomnieć warto, że ekumenizm sam w sobie musi być kompromisem, odchodzi się więc w ramach niego od uznania jedynej słusznej religii, dopuszczając tym samym zwykle do skrajnego relatywizmu. Śp. Ayn Rand pisała: „Nie może być kompromisu w dziedzinie zasad podstawowych ani spraw fundamentalnych. Cóż moglibyście uznać za kompromis między życiem a śmiercią?”. Papież dąży do ekumenizmu na dodatek w czasach, w których jedynie pewnego rodzaju radykalizm może skutecznie zatrzymać inwazję muzułmańską; w czasach, gdy poszczególne państwa Europy Zachodniej stają się już niemalże emiratami islamskimi. Kalifat w Watykanie? Czemu nie?
Franciszek I ma też niezwykle dużo do powiedzenia w sprawach ekonomiczno społecznych. Nieustannie zwracający uwagę na los biednych papież postuluje jednak rozwiązania nie do przyjęcia z punktu widzenia zarówno moralności jak i ekonomii, a zwane popularnie „marksizmem”. Rozwiązania te po pierwsze naruszają wolną wolę ludzi, czyli jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego – dar Boży, i skutkują przymusową redystrybucją dóbr; po drugie, jak pokazuje praktyka, a w teorii udowodnić można to już prostą matematyką, są całkowicie nierealne. Biskup Rzymu powiedział nawet, że własność prywatna choć jest istotna, to nie może być nieograniczona. Ciekawa w tym zdaniu jest kwestia granicy. Kto miałby ustalać granicę bogacenia się? „Wyroby Keynesopodobne” w postaci kardynałów? Niedorzeczność. Papież wielokrotnie krytykował nawet kapitalizm sam w sobie, zrzucając winę za ubóstwo czy bezrobocie na ustrój, którego próżno szukać już od co najmniej 100 lat (sic!). Franciszek I krytykuje także ekonomistów którzy negują proponowane przez niego „rozwiązania”, najwyraźniej nie biorąc pod uwagę, że jako człowiek wykształcony w dziedzinach chemii i teologii (czy aby na pewno dobrze wykształcony?), w kwestiach ekonomii czy gospodarki może się mylić, a co więcej – łatwo udowodnić, że faktycznie w swoim rozumowaniu popełnia błędy. Atakując więc racjonalnie myślących ekonomistów, sam staje na ścieżce prowadzącej do utopii zwanej komunizmem, co w przypadku zakonu Jezuitów nie jest jednak niczym nadzwyczajnym.
Pozostaje więc pytanie: Czy Franciszek I jest właściwą głową dla Kościoła Katolickiego? W końcu widać w jego działaniu odstępstwa bardzo wyraźne od Nauki Kościoła Katolickiego, który to Kościół nawet w Credo nazwa się „świętym”.
Sede vacante?
SERDECZNIE ZAPRASZAM DO ODWIEDZENIA STRONY JUNTA.pl – http://www.junta.pl – portal, blogosfera, forum, czat.