Foto: Wikimedia Commons

Bartłomiej Sienkiewicz rezygnuje z polityki. Dyrektor Instytutu Obywatelskiego, były minister spraw wewnętrznych, a przede wszystkim skompromitowany polityk Platformy Obywatelskiej rzuca życie publiczne ze względów „osobistych” oraz na skutek „nagonki” na jego osobę. Bez względu na racjonalność powodów – czas otwierać szampana.

Medialne doniesienia sprzed kilku dni potwierdziła rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska. Sienkiewicz nie będzie już szefem platformerskiego think tanku. Według Kidawy-Błońskiej „umotywował to względami osobistymi i nagonką, która toczy się na jego temat w mediach”. Cóż. Biedny Pan Sienkiewicz poczuł się zaszczuty przez oprawców, którzy mają czelność domagać się sprawiedliwości. W tak zwanym „normalnym” kraju człowiek ten już dawno siedziałby w więzieniu, a być może nawet wisiał za zdradę stanu (oczywiście po udowodnieniu winy, co w obecnych warunkach jest niemożliwe).

To jednak tylko mrzonki. Dziś problemem prawdopodobnego zleceniodawcy burd podczas Marszu Niepodległości nie są mroki celi, ale medialna „nagonka”. Sienkiewicz stał się nagle ofiarą. Tak zacny człowiek musi rezygnować z funkcji publicznych przez zwykłe oszczerstwa zawistnych przeciwników – taki jest oficjalny przekaz. W imieniu redakcji portalu Parezja.pl składam na ręce Pana Sienkiewicza szczere wyrazy współczucia.

Autor słynnej frazy stwierdzającej, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”, wykorzystuje być może ostatnią szansę na ucieczkę z tonącego okrętu niczym jego dawny pryncypał Donald Tusk. Przed zmianą władzy wielu PO-wskich funkcjonariuszy pochowa się jak szczury do dziur. Trudniej będzie ich „wyłapać”. Proces ten już się rozpoczął nie tylko poprzez postawę Sienkiewicza, ale także ministrów z rządu Ewy Kopacz. Wszyscy oni mogą jednak być pewni, że pewne czyny nie ulegają przedawnieniu, a Polska nie zapomni. Nigdy.