Niebywałe co dzieje się w tym kraju. Skandal goni skandal. Na szczęście mamy Gazetę Wyborczą, która stoi na straży normalności.

Jak czytamy w elektronicznej wersji Gazety Wyborczej, do lubelskiego oddziału zgłosił się wstrząśnięty student Politechniki Lubelskiej, z prośbą o interwencję „Gazety”. Co sprawiło, że młody człowiek musiał prosić o pomoc ? Ano bestialstwo i znieczulica profesorów.

Okazało się, że studenta tak dotknęło to, że musiał… odpowiadać na pytania. Oto treść emaila, który opublikowała „Wyborcza”:

„Na uczelniach wyższych w Polsce obrona jest jedynie czystą formalnością, np. stosuje się jedno pytanie od promotora oraz 2 losowane z bazy pytań (około 100-150), w innych uczelniach trzeba jedynie opowiedzieć o przygotowanej pracy.. Natomiast na 
polibudzie: Nie dość, że trzeba opowiedzieć o pracy, to jest się dodatkowo o nią szczegółowo dopytywanym (podczas gdy wcześniej była ona już sprawdzona i przez promotora, i przez recenzentów), a potem losuje się jeszcze aż 3 pytania z bazy ponad 100 pytań”.

dalej czytamy:

„Wiadomo, że obrona to STRES, na politechnice dodatkową przyczyną stresu była nowa członkini komisji, która ewidentnie chciała pokazać, „kto tu rządzi”, tylko że obrona, od której oceny zależy przyszłość studentów, to nie jest na to miejsce i od lat członkowie komisji w Polsce zdają sobie z tego sprawę, ale najwidoczniej nie ta Pani. Z informacji, jakie mam, wiem, że i dziekan wydziału, i rektor uczelni zostali o tym poinformowani. Trwa ostatni okres rekrutacji, uczelnia robi sobie bardzo zły PR. Nie jest to zachęcające, wręcz przeciwnie. Kto by chciał studiować na uczelni, która fakt – dostała dotację i się rozbudowuje, ale na której wykładowcy na koniec studenckiej kariery z rozwagą są w stanie zniszczyć ludziom przyszłość. Z góry dziękuję za opublikowanie artykułu opisującego ww. sytuację”.

Wzruszył mnie jednak fragment odnoszący się prodziekana, który zasiadał w komisji egzaminacyjnej:

„Nie dość, że przerywała ludziom podczas ich wypowiedzi na temat napisanej przez nich pracy, to dodatkowo uniośle negowała ich odpowiedzi na pytania. W sali panowała cisza, jedynie słychać było Panią prodziekan oraz oddech zestresowanego studenta”.

Prawda, że piękne ? Ale zarazem i mrożące krew w żyłach. Wyobraźcie sobie Państwo. Pusta sala, za stołem komisja i pani prodziekan. Wilczy wzrok, oczy zmrużone, zmarszczka na czole… A po drugiej stronie nieszczęsny student, klęczący i błagający o litość… Nie przeczę, że są wykładowcy i egzaminatorzy celowo pogrążający studentów, wykorzystujący swoją władzę. Ale po pierwszych zdaniach pana studenta jakoś nie wierzę w jego opisy. Ewidentnie jest nadwrażliwy i nauka pomyliła mu się z bumelką. Dla niego każdy, kto czegoś to wymaga to… nieludzki i bezduszny tyran.

Oburza również fakt, że ktokolwiek każe studentom odpowiadać na pytania. Jak tak można ? Oczekuję, że sprawą natychmiast zajmie się Rzecznik Praw Obywatelskich i wszelkie Trybunały na czele z tym w Strasburgu. To niedopuszczalne, aby tak znęcać się nad biednymi studentami. Wszak to niszczy im przyszłość. Tyle oni mają obowiązków. Tu impreza, tam impreza. Kto by tam pamiętał o nauce. Najlepiej spisać pracę z internetu, oddać, wyjść, zapomnieć.

Teraz jednak już dość żartów. Czyż to nie smutne, jakie jest dziś podejście studenta do nauki ? Postawa roszczeniowa i przekonanie, że dyplom mu się należy za „piękne oczy” . To on jest „świętą krową” i nie musi dawać nic od siebie. On tylko wymaga. A później wychodzą tabuny głupków i baranów bez wykształcenia. Tacy ludzie na przykład później będą leczyli społeczeństwo, nie wiedząc gdzie jest nerka i czym jest żółtaczka. Nadejdzie pokolenie partaczy i analfabetów. A jak wiadomo: „Takie będą Rzeczpospolite jakie ich młodzieży chowanie.” 

Panu „studentowi” radzę zająć się czymś innym. Nie każdy musi otrzymać dyplom wyższej uczelni.