Polityk PO Stanisław Gawłowski podzielił się swoimi przeżyciami z przeszukania jego mieszkań przez CBA. Najbardziej martwił się o swoją… porcelanę.

Gawłowski przyznał, że w PO wiedziano, że „po kogoś przyjdą”. Zastanawiano się tylko, po kogo. Dodał, że sam pasował do tego, bo pełnił dość ważną funkcję w partii, był szefem struktur, gdzie PiS nigdy nie wygrało i podpadł ojcu Rydzykowi cofnięciem dotacji na źródła geotermalne w Toruniu. Do tego dołożył również Joachima Brudzińskiego.

„Uważam, że on odegrał dużą rolę w tym spektaklu. W trakcie nieformalnych rozmów różnym ludziom mówił, że mogę spodziewać się ataku. Wiem z relacji różnych ludzi, że podobne rzeczy opowiadał minister Paweł Mucha, który jest ministrem w Kancelarii Prezydenta, ale równocześnie radnym sejmiku w województwie zachodniopomorskim. Nigdy nie wymienili mojego nazwiska, ale sugerowali wprost, co może się zdarzyć” — powiedział polityk PO.

Gawłowski stwierdził, że przesłuchanie trwało kilka godzin, ale na uwagę szczególnie zasłużył komplet porcelany firmy „Lubiana”. Zdenerwowało go to, że prokurator zarządził zapakowanie kompletu, bo zbliżały się święta. Jak relacjonował, funkcjonariusze bardzo źle pakowali talerze, które „mogłyby się potłuc”. Do sprawy włączyła się nawet żona Gawłowskiego, po której krzykach funkcjonariusze pakowali już specjalnie zabezpieczone talerze.

„Nie są w stanie mnie wystraszyć. Mogą zrobić ze mną, co chcą. Nawet zamknąć. Ale ja się takim typom nie dam złamać. W latach 80., jak mnie odwiedzali, to się bałem, teraz nie. Dla mnie najważniejszy będzie proces, bo w ten sposób będę mógł przekonać opinię publiczną, że ta sprawa była szyta na polityczne zamówienie. To moja jedyna szansa, inaczej PiS mnie rozjedzie” – zapewnił.