Od 2005 roku trwa nieprzerwane pasmo porażek ikony lewej strony polskiej sceny politycznej – Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Przez dziesięć ostatnich lat partia próbowała wielu sposobów na przywrócenie swojej dawnej świetności. Było odmładzanie szefostwa, był powrót do doświadczonej kadry, były próby pozyskania względów różnych grup społecznych. Wszystko to – jak się wydaje – bez większych rezultatów. Wyniki poszczególnych wyborów od dłuższego czasu są dla Sojuszu mało zadowalające.
O rosnącej w szeregach partii frustracji, świadczy chociażby niedawna nieoficjalna „koalicja” z Prawem i Sprawiedliwością. Z ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego połączył SLD wspólny front na gruncie nieprawidłowości związanych z ostatnimi wyborami samorządowymi. Partie te domagały się ich powtórzenia, a także znaczących zmian w prawie wyborczym. Ich przeciwnicy polityczni wraz z nieprzychylnymi mediami drwili z obu stronnictw i używali ich zaangażowania w walkę o prawdę jako argumentu wymierzonego przeciwko powadze i wiarygodności tych partii.
Zupełnie nie dziwi fakt, że do startu w przypadających w bieżącym roku wyborach prezydenckich, SLD szukało odpowiednio wyrazistego kandydata, gdyż tylko taki człowiek mógłby ewentualnie podjąć walkę z mającym zaskakująco wysokie poparcie Bronisławem Komorowskim czy chociażby wymienianym w dalszej kolejności Andrzejem Dudą. Taką osobowością miał być początkowo Ryszard Kalisz. Ot, sympatyczny wesołek, który być może zaskarbiłby sobie poparcie tzw. „niezdecydowanych”. Tymczasem okazało się, że możliwa jest kandydatura jeszcze bardziej charakterystyczna, w dodatku zupełnie niespodziewana – już oficjalnie z ramienia partii Leszka Millera startuje Magdalena Ogórek.
Kandydat SLD sprzed pięciu lat – Grzegorz Napieralski, zanotował wówczas bodajże jedyny w ostatnim dziesięcioleciu satysfakcjonujący partię wynik. Z rezultatem niespełna 14% zajął dobre trzecie miejsce. Wśród liczących się w stawce pretendentów był oficjalnie najmłodszy i nieoficjalnie – najprzystojniejszy. To właśnie w tych cechach złośliwi upatrywali jego sukcesu. Trudno nie doszukiwać się podobieństw między kandydaturą Napieralskiego a Ogórek. Ta druga wydaje się być dużo bardziej ryzykowna, choć kto wie, czy stawiając wszystko na jedną kartę, nie można wygrać więcej.
Gdzie dziś jest Grzegorz Napieralski? Poza partią. Przyczyną jego zawieszenia miały być krytyczne słowa pod adresem kierownictwa SLD. Widocznie nie był w stanie podporządkować się pomysłom Leszka Millera i nie odpowiedział na wezwanie: wszystkie ręce na pokład. Skłonny do ryzykownych decyzji Sojusz nie wahał się przed kolejnym, być może karkołomnym, manewrem.
Wiele wskazuje na to, że najbliższy rok może być kluczowy dla podziału wpływów na polskiej scenie politycznej. To, czy wystarczy na niej miejsca dla sztandaru polskiej lewicowości z pewnością pokażą wybory zarówno parlamentarne, jak i prezydenckie. Władze Sojuszu mają zapewne świadomość, że postawienie na Magdalenę Ogórek w walce o fotel prezydenta, może okazać się dla nich zarówno ostatnią deską ratunku, jak i gwoździem do trumny.