W ramach jednej Unii Europejskiej panują podwójne standardy w zakresie jakości sprzedawanej żywności. Udowodnili to naukowcy z Uniwersytetu w Pradze, którzy przebadali skład chemiczny żywności produkowanej przez tego samego producenta i sprzedawanej w „starych” i „nowych” państwach UE.
Okazało się, że artykuły przeznaczone na rynek państw „nowej” Unii mają gorszy skład od produktów sprzedawanych na Zachodzie Europy. Jakby tego było mało, produkty II-kategorii są nam sprzedawane w tej samej (lub wyższej) cenie.
W 2015 roku wydział chemii Uniwersytetu w Pradze przeprowadził badania składu produktów spożywczych znanych zachodnich marek, które były sprzedawane równolegle w Czechach i w Niemczech. Okazało się, że np. napój „Sprite” sprzedawany na terytorium Czech w 1-litrowej butelce był słodzony sztucznymi środkami (aspartam i acesulfam), natomiast taki sam napój sprzedawany w Niemczech był słodzony wyłącznie cukrem. Jakby tego było mało „Sprite” w Czechach był droższy od tego dostępnego w Niemczech. Czescy naukowcy stwierdzili, iż problem ten dotyczy wielu innych produktów spożywczych, których skład za każdym razem był gorszy od składów analogicznych produktów sprzedawanych na Zachodzie Europy. Mimo to cena danego produktu najczęściej była taka sama, jak w państwach „starej” Unii (lub nawet wyższa, jak w przypadku wspomnianego powyżej napoju „Sprite”).
Temat ten poruszyli słowaccy politycy, którzy obecnie przewodniczą Radzie Unii Europejskiej. Bratysława chce podjąć walkę z podwójnymi standardami panującymi w zakresie produkcji żywności na terenie UE. Celem jest stworzenie regulacji na poziomie europejskim, która nakazywałaby producentom żywności stosowanie dokładnie takich samych składników – niezależnie od tego, czy produkt ten jest kierowany na rynek francuski, niemiecki, polski czy słowacki.
Niestety, wiele wskazuje na to, że ta słuszna inicjatywa Słowaków przeciwko „spożywczemu rasizmowi” nie zdobędzie poparcia na forum całej UE. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przeciwko zniesieniu podwójnych standardów mają być – a jakby inaczej – największe gospodarki „starej” Unii.
źródło: niewygodne.info.pl
Też mi odkrycie wielkie…
Nieprawdopodobnie odkrywczy materiał, że się uśmiechnę gorzko…
Wszyscy Polacy wiedzą to od zawsze, BEZ „naukowych badań”..
Po prostu organoleptycznie…
Dlatego od 20-tu lat systematycznie opróżniają hurtownie i sklepy DDR-owskie z towaru, żeby nim handlować w Judalandzie… DDR-ówek się do tego już dostosował. I żyje z tego…
Od proszków do prania, po kawę i czekoladę…
A ceny są często w Polsce WYŻSZE, niż w Rzeszy..
Nie przestaje mnie ZDUMIEWAĆ, JAK Polacy żyją za 300 Ojro, gdy mają już ZERO – SWOICH towarów, a wszystko „unijne”, najgorszego sortu, za to droższe…
I SKĄD się bierze „średnia” 3000 złotych miesięcznie ???..
Ja jakoś NIE spotkałem jeszcze nikogo, kto zarabiałby więcej, niż 1800 złotych ???..
Góra – 2 tysiące (BRUTTO..) ?..
A taka qrfa bezczelna, jak Bieńkowska, potrafi rzucić tekstem, że „trzeba być idiotą, żeby w Polsce pracować za mniej, niż SZEŚĆ tysięcy !” ????… I jedzie szkodzić nam maksymalnie, żeby..nie być idiotką ?..
Obracasz się w takim środowisku to nie spotykasz takich osób. Mnie jest ciężko znaleźć osoby, które zarabiają mniej niż 3000, a jestem tylko zwykłym specjalistą komp. nawet bez mgr. To ma nawet jakiś naukowy termin, opisujący to zjawisko.
A sprawa Bieńkowskiej mnie śmieszy na maksa. Ludzie „dobrej zmiany” wycieli wycinek jej wypowiedzi, i wg mojej opinii to oni robią z ludzi idiotów, bo sens był zupełnie inny.
Spójrz na to z innej strony, jak wysokiej klasy specjalista w jakiejś dziedzinie, z dużym doświadczeniem, gdzie pensja dla takich ludzi to około 10-30tys miesięcznie, idzie nagle do pracy za 6k – to jak go określisz, idiota albo złodziej :).