Lustracja i dekomunizacja posła Stanisława Piotrowicza jest bardzo pożytecznym zjawiskiem, bowiem za pomocą owej „dekomunizacji” okazało się, kto jest kim.

Okazało się, że Gazeta Wyborcza, TVN, Platforma Obywatelska i kilka innych środowisk „są” na wskroś antykomunistyczne. Cieszy ich zapał w dowodzeniu, że polityk z rodowodem w PZPR nie może  kierować sejmową Komisją, a jeśli był w czasach PRL prokuratorem, to powinien złożyć poselski mandat.

To krzepiące!

Oczywiście ta lustracja i dekomunizacja ma swoje granice. Były sekretarz KC PZPR nie podlega tej jakże słusznej regule, podobnie jak były członek PZPR, który – z racji swoich ekonomicznych doświadczeń w Radzie Nadzorczej FOZZ – mógł być szefem sejmowej Komisji Finansów i nikt nie domagał się jego ustąpienia z tej funkcji, o złożeniu mandatu poselskiego nie wspominając.

Ale ta „lustracja” posła Piotrowicza ujawniła prawdziwe oblicze drugiej strony sporu, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Kilka tygodni po złożeniu projektu ustawy obniżającej renty i emerytury byłym funkcjonariuszom komunistycznych służb, wybitni przedstawicie partii Stanisława Piotrowicza dowodzą, że nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej, a oceniając byłych funkcjonariuszy PRL, trzeba brać pod uwagę ich działalność i postawę w okresie III RP.

Hm, ciekawe!