Jarosław Wałęsa nie wierzy faktom w sprawie swojego ojca i podważa ich wiarygodność. Jego zdaniem za aferą stoi „nienawiść Kaczyńskiego”. Znalezione w szafie gen. Kiszczaka akta proponuje oblać benzyną i podpalić.

„Dokumenty znalezione w domu człowieka, który zawodowo zajmował się ich podrabianiem, mają zerową wartość” – stwierdził Jarosław Wałęsa, syn Lecha. „Nie mają dla mnie żadnej wartości i wiarygodnego źródła. Nie jestem ekspertem w analizie ich autentyczności, ale wydaje mi się, że te kilka dni to za krótko, żeby zerknąć na nie i powiedzieć, że to oryginały. Przede wszystkim nie podoba mi się to, co teraz robi IPN i jego szef. Do mediów wypływają informacje na ten temat. Lepiej byłoby powoli poświęcić tygodnie na analizę historyków, grafologów, itd.” – dodał.

„Mam nadzieję, że analizę zrobią poprawnie. Szef IPN zawyrokował już po kilku godzinach, że to autentyk. Zobaczymy, czy IPN będzie rzetelny, czy będzie instytucją w rękach Kaczyńskiego”.

„To wszystko jest grubymi nićmi szyte. Kiedy PiS rządził wcześniej, też przedstawiano jakieś kwity na mojego ojca. PiS i Kaczyński nienawidzą go. Zrobią wszystko, żeby go zdyskredytować. To absurdalne, ale Kaczyński będzie cały czas to robił”.

Co według młodego Wałęsy należałoby zrobić z aktami z szafy Kiszczaka? „Jeśli nie potrafimy zrobić tego mądrze, trzeba zalać je benzyną i podpalić. Jeśli mają znaleźć się w takich rękach, to lepiej żeby ich w ogóle nie było. Musimy być mądrzy i nie dać się esbecji. Najśmieszniejsze jest to, że ci ludzie, którzy nienawidzą Kiszczaka, nienawidzą też mojego ojca”.

wpolityce.pl/Radio Gdańsk/mn