Foto: HonestReporting.com

Od pewnego czasu nie ustaje dyskusja na temat konieczności bądź braku konieczności przyjmowania na tereny Rzeczypospolitej uchodźców z Bliskiego Wschodu. To, że jako kraj mamy jakikolwiek wybór, jest zwykłą ułudą. Tocząca się debata jest sztucznie nakręcaną propagandową machiną.

Rządzący wiedzą doskonale, że nasza przynależność do Unii Europejskiej odbiera nam elementarną suwerenność zarówno w tej, jak i w wielu innych sprawach. Polska od 1 maja 2004 roku utraciła możliwość swobody decyzyjnej w kwestiach istotnych z punktu widzenia państwa i obywateli. Taką jest na pewno decyzja o przyjęciu syryjskich imigrantów, zwanych przez mainstream „syryjskimi chrześcijanami”. Rząd koalicji PO-PSL podejmuje temat tylko dla świętego spokoju, by uciszyć oburzonych. Sprawa jest bowiem z góry przegrana.

Skoro nie można powstrzymać fali odmiennych kulturowo uchodźców, trzeba wmówić głupim Polakom, że to tak naprawdę żadni odmieńcy, ale swoi, znani, by nie powiedzieć swojscy ludzie – tak zapewne wymyślili to sobie nasi włodarze. Oczywiście nie trzeba było długo czekać na realizację tego założenia. Unijnym pachołkom zawtórowały ich medialne służby, które nie mówią o imigrantach inaczej, jak o „chrześcijanach”. Naprawdę nie słyszałem jeszcze, by poruszono ów temat bez tej propagandowej nowomowy. Polak-katol usłyszy i stwierdzi, że skoro to tacy chrześcijanie, to czemu nie. Tylko skąd u systemowych funkcjonariuszy taka wiedza? Są chrześcijanami albo i nie są. Kto ich tam wie?

Podobnie machina propagandy działała już wielokrotnie w innych przypadkach. Wystarczy wspomnieć chociażby słynny „koszerny”, bo przecież nie „żydowski” sklep zaatakowany w Paryżu, czy też zamach dwóch „braci”, bo przecież nie „muzułmanów” również we Francji na początku tego roku.

Poprawność polityczna zakazuje mówić jednak o tym, że dziwnym trafem wspomniani „chrześcijanie” oburzają się na rozdrobnienie ich rozmieszczenia. Grupa przybyłych już do Polski niemal 160 Syryjczyków ma trafić do mieszkań m.in. w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Białymstoku. Oni jednak wyraźnie chcą dążyć to stworzenia gett. Pod tym względem wcale nie są chrześcijańscy. Są raczej podobni do muzułmańskiej syryjskiej większości – z założenia unikają asymilacji, odrzucając zastane zasady współżycia społecznego i dążąc do ustanowienia w goszczącym ich państwie własnych praw i obyczajów, stopniowo próbując przejąć nad nim kontrolę. To żadne political fiction – obserwujemy to chociażby we wspomnianej już Francji czy krajach skandynawskich.

Ale kto o tym mówi? Nikt. Zamiast tego słyszymy trajkoczącą premier Ewę Kopacz, która krzyczy, że musimy bez szemrania przyjąć uchodźców, bo „nam kiedyś też pomagano”. Kto? Kiedy? Syryjczycy? W ostatecznym rozrachunku i tak zawsze trzeba liczyć wyłącznie na siebie, tego uczy przecież historia. Ale co może wiedzieć o tym przepełniona „historykami” (cudzysłów z szacunku dla tej szlachetnej profesji) Platforma Obywatelska?

Prawda jest taka, że syryjscy uchodźcy, chrześcijanie czy niechrześcijanie, zostali zakwaterowani w Polsce bez żadnych konsultacji społecznych, bez woli obywateli, a nawet władzy – wykonała ona tylko odgórne polecenie Brukseli. Teraz żałośnie robi dobrą minę do złej gry, jak zwykle biorąc Polaków za idiotów, którzy uwierzą w każdą bajkę. Tym samym na naszych oczach zmieniamy się w kraj, który przestaje być obserwatorem upadku zachodnich państw, ale sam być może stanie się areną antyeuropejskich rewolucji. Oby wszelkie apokaliptyczne wizje okazały się przesadzone. W razie spełnienie najgorszego scenariusza pamiętajmy jednak, kto nas w to wszystko wpakował.