Możemy obecnie jedynie marzyć, żeby Bóg powołał go jak najszybciej na swoje łono” – tego ober-esbek, szef PRL-owskiego MSW Czesław Kiszczak życzył Janowi Pawłowi II, zwierzając się swoim kolegom – towarzyszom z KGB.

Był rok 1983, komunistyczna: zbrodnicza i nielegalna (bo nigdy przez Polaków nie wybrana) władza z przerażeniem myślała o zbliżającej się pielgrzymce Papieża do Ojczyzny. Bo prawdziwą ojczyzną Kiszczaka była czerwona Rosja. Był takim samym zdrajcą polskiej sprawy, jak jego zbrodniczy idol Feliks Dzierżyński.

Był rok 2011. Sąd uniewinnia Kiszczaka z zarzutu „umyślnego sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi” w grudniu 1981 roku. Przekładając język prawniczy na ludzki, sędziowie (resortowi?) uznali, że między specjalnym szyfrogramem (przekazywał uprawnienia do użycia broni dowódcom MO), a „zdarzeniami w kopalniach” nie ma żadnego związku, bo był on „tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym”. Ale przecież ów komunistyczny dekret zawieszał prawa obywatelskie i był zapowiedzią rozprawy z „wrogim elementem”! W kopalni „Wujek” zginęło wówczas 9 górników, 21 zostało rannych. W sąsiednim „Manifeście Lipcowym” pluton specjalny ranił 25. Komunistyczna prokuratura uznała, że niektóre rany postrzałowe nie pochodziły od… postrzałów, a zomowcy strzelali w „obronie własnej” (choć strzelali z odległości). Skazano… górników. Pozostałych strajkujących wyrzucono z pracy.

„Zabijanie dla zabijania. Okrucieństwo. Morze krzywd. Cierpienia”. Wiersz „Terroryzm” napisała kilka lat temu żona Kiszczaka, poetka. Trudno jednak przypuszczać, aby był hołdem dla zamordowanych górników. Albo dla Grzegorza Przemyka czy księdza Jerzego Popiełuszki, które to osoby też nie uszły uwagi – bo ujść nie mogły – szefa komunistycznej bezpieki i jego „nieznanym sprawcom”. „Dlaczego? Kto takie prawa” – pyta dalej „generałowa”. „Prawa nie naruszyłem” – odpowiada Kiszczak. Odpowiada tak samo przez te wszystkie długie lata III RP – od chwili, kiedy zaczął być sądzony za zbrodnie stanu wojennego. Odpowiada tak, bo w Magdalence koncesjonowana opozycja zagwarantowała komunie (w dużej mierze swoim ojcom) abolicję, czyli bezkarność. Ale ja wyjaśnię Kiszczakowej: Takie „prawa” ustanowiła komunistyczna: zbrodnicza i nielegalna wobec Polaków wojskowa junta tragicznego 13 grudnia. Dlaczego mówimy o szyfrogramie? Bo inne dokumenty Kiszczak (razem z Jaruzelskim) mógł bezkarnie niszczyć (najważniejsze, jako glejt bezkarności zgromadzili bezprawnie w swoich prywatnych szafach i sejfach). Dziś szef czerwonej („polskiej”) bezpieki szczyci się, że zginęło „tylko” 15 osób i „tylko” 10 tys. zostało internowanych.

Porównując cyfry, dowodzi, że przed wojną było gorzej. Ale czy rządzący II RP kiedykolwiek wypowiedzieli wojnę własnemu narodowi, będąc na usługach obcego, wrogiego państwa? A gdyby słynnej Berezy Kartuskiej, razem z Wilnem, Grodnem i Lwowem nie ukradł nam Stalin, czy „nasi” komuniści nie urządziliby tam prawdziwego obozu koncentracyjnego? A gwoli ścisłości – ofiar stanu wojennego było przynajmniej 100. To ofiary Jaruzelskiego i Kiszczaka – komunistycznych zbrodniarzy, przywódców związku przestępczego o charakterze zbrojnym, ale przez okrągłostołowe towarzystwo uznanych za autorytety i „ludzi honoru”. Teraz jednak sowiecki (bo służył Sowietom, nie Polakom – tych wsadzał) generał Czesław Kiszczak został prawomocnie skazany. I choć przemilczały to jak zwykle salonowe, okrągłostołowe media, i ten kolejny „polski” Dzierżyński nie pójdzie za kraty, wyrok ten może być jaskółką. Jaskółką zmian, że w nowym rozdaniu politycznym przeprowadzimy Norymbergę dla komunistów, czyli osądzimy i wsadzimy do więzień żyjących wciąż bezstresowo komunistycznych zbrodniarzy