W dyskusji nad ostatnim rozkazem generała Okulickiego rozwiązującym AK pojawiają się dwa stanowiska. Przeciwnicy uważają to za rozmontowanie prężnie działającej struktury, zwolennicy natomiast traktują jako dostosowanie formy walki do nowych czasów. Ja skłaniałbym się ku tej drugiej ocenie. Widzę przede wszystkim plusy takiego rozwiązania.

Rzeczą chyba najważniejszą jest to, że Armia Krajowa była powołana do walki z okupantem niemieckim i swoją walkę zakończyła. Rzeczą nie mniej istotną jest to, że tak długa – włącznie z ostatnim aktem, czyli operacją „Burza” i Powstaniem Warszawskim – działalność organizacji rodziła szereg niebezpieczeństw i zagrożeń. Wrogowie nie spali, Armia Krajowa była infiltrowana i rozpracowywana zarówno przez Niemców jak również – co jest najważniejsze w tym kontekście, o którym mówimy – przez Sowietów. Wiadome było nastawienie Sowietów do sprawy polskiej, choć byli w kierownictwie AK i tacy, którym wydawało się, że jakiś dialog jest możliwy. Była to jednak mrzonka. Sowieci byli rozpoznani co najmniej od 17 września 1939. Trzeba było być naiwnym, by wierzyć w ich dobre zamiary. Dalsze funkcjonowanie struktury w jakiejś części ujawnionej wrogom dobrym pomysłem nie było.

Osobną kwestią jest przesłanie rozkazu generała Okulickiego. Nie odbieram tego jako całkowitego demontażu AK. Tam są jasne zapisy, żeby każdy żołnierz ocenił swoją przydatność dla Ojczyzny z sugestią, że powinien walczyć dalej o sprawę polską. To jest więc coś innego niż namawianie do kapitulacji, do przejścia do cywila. Okulicki namawia do dalszej walki, chociaż jej nie narzuca.

Musimy też pamiętać, że tworzona była inna organizacja, która miała podjąć walkę ze zbliżającym się okupantem sowieckim, organizacja „NIE”. To był ten następca, który miał przejąć pałeczkę i poprowadzić dalej sprawy. Ten pomysł nie za bardzo się udał, w dużej mierze przez rozpracowanie struktur i aresztowanie generała Fieldorfa. Powstało również zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, które bazuje przede wszystkim na Armii Krajowej. To jest jasny znak, że dowódcy AK chcieli dalej walczyć i wcale nie rozumieli ostatniego rozkazu „Niedźwiadka” jako rozkazu do zaprzestania walki. Cztery zarządy WiN funkcjonowały, była to olbrzymia struktura, która w założeniach miała przyjąć charakter polityczny, ale oczywiście działania zbrojne również miały miejsce.

Kolejna kwestia – to jak rozkaz oceniali sami żołnierze. Opinie były bardzo różne. Część się podporządkowała, część się wyłamała. Szczególnie warto zwrócić uwagę na postawę jednego z późniejszych Żołnierzy Wyklętych – Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. On się zdecydowanie przeciwstawił rozkazowi, nazywając go nawet zdradą. Tak samo ocenił późniejsze działania pułkownika Rzepeckiego, który namawiał do ujawniania się oddziałów leśnych.

Nie była to więc sytuacja jednoznaczna. Osoby, które bardzo cenię, jak właśnie „Warszyc”, miały dość radykalne stanowisko. O tym całym kontekście musimy rzecz jasna pamiętać, ale najważniejsze wydaje mi się to, że rozkaz generała Okulickiego nie był definitywnym rozwiązaniem, namawianiem do rezygnacji, tylko wręcz przeciwnie.