Był marzec 2010 roku, klasa maturalna. Od dawna już czułem chroniczne zmęczenie. Przez ponad rok jedynymi moimi zajęciami były nauka i bardzo ciężkie treningi. Marzyłem tylko o jednym – idealnym dla mnie zbiegu okoliczności w wakacje przed studiami. Wsiadałem w Ostródzie do pociągu do Warszawy. Tak naprawdę nie wierzyłem, że może się udać, w ogóle nie wierzyłem w siebie. Powiedziałem sobie tylko jedno: po prostu dam z siebie wszystko.

Przerażały mnie te luksusowe samochody na Marszałkowskiej. Mówiłem sobie, że to nie jest miejsce dla mnie. Nie spałem tamtej nocy. Spędziłem całą noc z książką. Obiecałem sobie przecież, że zrobię wszystko co możliwe. Że dam z siebie wszystko.

Nie pamiętam jak znalazłem się w sali, w której kilka lat później pisałem ważne egzaminy na studiach. Był to lekki amok. Nie pamiętam dzisiaj żadnego pytania z kartki, którą dostałem. Po godzinie oddałem papier przekonany, że znowu przegrałem o włos. Oczekiwanie na wyniki było straszne. Jestem niecierpliwy, nie znoszę niepewności i braku stabilizacji. Kiedy kilka godzin później zobaczyłem swoje nazwisko w czołówce listy, nie mogłem uwierzyć, że to prawda.

Najlepsi uczniowie Polski, czołówka najbardziej prestiżowej humanistycznej była zaproszona na audiencję u Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ten dzień już wcześniej stał się najlepszym dniem mojego życia (pobiło go tylko kilka dni lekko 3 lata później), ale to wydarzenie było jego godnym dopełnieniem. Pan Prezydent mówił o kilku ważnych rzeczach. Na początku mówił o odwadze, zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym. Ja w tamtym momencie przypominałem sobie, jak z zapartym tchem oglądałem w telewizji jego przemówienie w Gruzji, dwa lata wcześniej, gdzie na czele przywódców Europy Środkowo-Wschodniej przeciwstawił się imperialistycznej Rosji. Mówił o tym jak jest wyszydzany – on – człowiek idei, naukowiec, prawnik i mąż stanu. Wspominał o manipulacji mediów, o tym, jak w łatwy sposób można sterować nastrojami społecznymi. Na koniec zostawił to, co najważniejsze. Wspomniał o dobru, o różnie rozumianej miłości, o honorze. Przemówienie skończył bardzo szybko i poszedł do chorej matki. W tamtym momencie było to dla niego najważniejsze.

Z nami została Maria Kaczyńska i Paweł Wypych. Prezydencki minister zrobił mi wykład o Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którym wcześniej kierował. Mówił o tym, jaką jest on fikcją. Nie bał się powiedzieć młodym, zdolnym ludziom wchodzącym w dorosłe życie, że za kilkadziesiąt lat z pewnością nie otrzymają państwowej emerytury, gdyż niewydolny system po prostu się zawali.

Maria Kaczyńska była osobą ciepłą i wrażliwą. Godnie zastępowała męża. Była wzorem żony i matki, a w relacjach z innymi ludźmi promieniowała skromnością i mądrością.

Dokładnie cztery tygodnie później pisałem pracę maturalną z języka polskiego. Telewizor był włączony na TVN 24. Już wtedy uważałem, że okazywanie jakiejkolwiek słabości mi nie przystoi. Nie wiem dlaczego do tej pory tak uważam. Wtedy to co myślę nie miało żadnego znaczenia, bo był to jeden z nielicznych momentów, kiedy poszły mi łzy (drugi o dziwo też lekko 3 lata później). Odebrałem 10.04.2010 osobiście. Miałem prawo po tym, co się działo cztery tygodnie wcześniej.

Wspomniany marcowy dzień nauczył mnie jednego – zawsze rób wszystko, co możesz. Nigdy się nie poddawaj. Pracuj każdego dnia na spełnienie swoich marzeń. Są w życiu rzeczy, dla których warto żyć.

Lech Kaczyński w marcu nauczył mnie, że można pięknie żyć, mówić prawdę, być odważnym. W kwietniu jego nauka była taka, że można również pięknie umierać, godząc nawet wiecznie skłócony polski Naród – Prezydent prezentował wielki format człowieka.

Kto nam broni dążyć do tego, co wielkie i piękne?

Piotr Krajewski