Uchodźcy. A w zasadzie pewna ich część oraz cała rzesza imigrantów ekonomicznych, która pod płaszczykiem syryjskich uchodźców próbuje dostać się do Europy w poszukiwaniu przyjemnego i dostatniego życia na koszt Europejczyków. To temat, który od pewnego już czasu rozgrzewa opinię publiczną, jest nośnikiem wielu emocji i jest też ciągłym wątkiem w dyskusjach nie tylko w kraju, ale również za granicą.

Cieszy to, że wreszcie do powszechnej świadomości dotarł fakt, że w tej masie ludzkiej prawdziwi uchodźcy potrzebujący pomocy i uciekający przed wojną stanowią tylko niewielki procent. Reszta zaś zamierza jedynie inkasować sowite zasiłki. Faktem jest, że w ciągu 1 półrocza 2015 roku w Niemczech złożono ponad 150 tysięcy wniosków o azyl – nie tylko autorstwa Syryjczyków ale głównie obywateli krajów takich jak Albania czy Serbia, gdzie jak powszechnie wiadomo wojen nie ma. Przyznał to nawet Tobias Plate – rzecznik niemieckiego MSW mówiąc, że wielu uchodźców podając się za Syryjczyków w istocie pochodzi z innych państw. Niestety ciężko jest ich zidentyfikować, gdyż najczęściej przybywają bez żadnych dokumentów oraz bez znajomości języka kraju, w którym się znajdują. Wielokrotnie jedyne co są w stanie zakomunikować to nazwa miejsca, do którego chcą się dostać. Bez wątpienia aktualny kryzys na nowo definiuje pojęcie uchodźcy, niestety przy aprobacie krótkowzrocznych europejskich elit. W morzu danych dotyczących tego problemu, można znaleźć i takie że do końca roku do RFN może trafić nawet i 800 tysięcy azylantów, którzy jeszcze do niedawna byli bardzo zachęcani do przyjazdu głównie przez panią kanclerz Angele Merkel.

Wydawać by się mogło, że w zamian za otwarte Europejskie szeroko ramiona i serca, „uchodźcy” powinni odnosić się do nich z wdzięcznością. Niestety, ostatnio w Internecie można się natknąć na masę informacji, które pokazują w jaki sposób imigranci traktując naszą pomoc traktują też i nas.

I tak, w Szwecji przybysze zarzucili władzom, że mieszkają w niedostatecznie godnych warunkach. Problem stanowi zbyt duża odległość do centrów niektórych miast, szpitali czy sklepów. Warto tylko nadmienić, że warunkami lokalowymi jakie zapewniły imigrantom władze Szwecji nie wzgardziłaby niejedna nie tylko polska, ale również szwedzka rodzina. Wgłębiając się w temat imigrantów łatwo również natknąć się na zdjęcia pokazujące wyrzucone przez „uchodźców” kanapki i wodę na Węgrzech czy wyrzucone ubrania podarowane przez Włochów.

Przyczyn aktualnego kryzysu należy szukać w tzw. „Arabskiej Wiośnie” i obaleniu panujących tam dyktatorów. Na skutek interwencji wojskowej „Świt Odysei” rozpoczętej 19 marca 2011 roku przez kraje takie jak USA, Włochy czy Hiszpania, a której celem było zakończenie reżimu Muammara Kaddafiego i objęcie władzy przez powstańców, w Libii zapanował chaos, którego wynikiem jest aktualna masowa imigracja do Europy.





Strefa Schengen podobnie jak strefa euro, jeśli nie jest już w odwrocie to na pewno zbliża się do punktu zwrotnego szybkimi krokami. Obecny kryzys i Berlińskie panaceum na jego rozwiązanie w postaci kwot imigrantów, które poszczególne kraje mają przyjąć, nie tylko jeszcze bardziej uwidocznił konflikty między europejskimi państwami, ale również je pogłębił. Do tego stopnia, że Słowacja zaczęła przebąkiwać o zawieszeniu członkostwa w Unii Europejskiej, a obywatele Czech w Internecie ruszyli ze zbiórką podpisów za opuszczeniem przez ich kraj Europejskiej Wspólnoty. Jak się okazuje to czas przyznał rację liderom Europy Środkowej (no może nie wszystkim), którzy ostrzegali przed niekontrolowanym najazdem Europy przez imigrantów.

Na ostatnim środowym szczycie UE w Brukseli liderzy Europy prawie w całości zaakceptowali plan premiera Węgier na rozwiązanie obecnego kryzysu. Tego samego premiera, którego jeszcze do niedawna niemiłosiernie mieszali z błotem. Plan Viktora Orbana jest bardzo prosty i składa się z kilku punktów, które zawierają między innymi pomysł stworzenia przez Unię Europejską listy krajów bezpiecznych od działań wojennych, czy też próbę oddzielenia imigrantów ekonomicznych od uchodźców politycznych jeszcze przed granicami Strefy Schengen.

Kryzysy to momenty próby dla rządzących czy są prawdziwymi liderami i czy trafnie potrafią odczytać otaczającą ich rzeczywistość. Dlatego z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość, że rząd polski w czasie głosownia nad przyjęciem kwot imigranckich w Brukseli poparł stanowisko wielkich graczy: głównie Niemców (którzy o europejskiej solidarności najgłośniej krzyczą gdy ta jest im wygodna, a zapomnieli o niej podpisując z Gazpromem umowę na Nord Stream 2) i zagłosował przeciwko stanowisku Grupy Wyszehradzkiej, tym samym demolując tę grupę i zrażając naturalnych nam sojuszników europejskich. To państwa skupione w tej grupie najgłośniej mówiły o prawdziwych powodach kryzysu, sprzeciwiały się dyktatowi Brukseli, dzielnie stawiały czoła fali imigrantów zalewających ich kraje i proponowały rozwiązanie zmierzające to zatrzymania destabilizacji, a więc zastopowania fali przybyszów do Europy.

Obecna sytuacja poważnie chwieje fundamentami UE. Poziom zaufania do Unii wśród jej obywateli już dawno nie był tak niski. Oczywistym jest, że czekają nas bardzo poważne zmiany w polityce europejskiej i w samej Europie. W obliczu zbliżającego się referendum na temat Brexitu, kryzysów związanych z imigrantami i strefą euro oraz olbrzymich napięć miedzy państwami europejskimi Unia już nigdy nie będzie taka jak jeszcze do niedawna. Nadchodzi czas zmian i warto mieć sojuszników, z którymi można próbować jak najkorzystniej na tych zmianach wyjść. Do niedawna były nimi kraje Grupy Wyszehradzkiej gdzie Polska była nieformalnym liderem. Poza nimi Europie już nikt się z nami nie liczył. Od dawna mamy fatalne kontakty z Litwą, a o stosunkach z innymi sąsiadami jak Białoruś czy Ukraina lepiej nie wspominać.

Czy aktualna polityka zagraniczna Polski ma w ogóle jakiś sens i cel?