Foto: Wikimedia Commons

Tygodnik „WPROST” ujawnił kolejną taśmę, tym razem z udziałem prawnika który angażuje się w obronę ludzi władzy – Romana Giertycha. Co prawda liczyłem na obszerniejsze i bardziej szokujące materiały – zwłaszcza po zapowiedziach redaktora Nisztora, ale i tak to co zostało ujawnione w przypadku osoby, która powinna żyć zgodnie z literą prawa i mieć nieposzlakowaną opinię jest niedopuszczalne.

Głównym celem spotkania Giertycha i Pińskiego z Nisztorem miała być próba odkupienia od tego ostatniego praw do książki o Janie Kulczyku:

„Wyjdzie książka, oni cię pozwą za chwilę. I tyle tak? Cała para […] pójdzie w gwizdek. Ty nie wyrwiesz kasy, ja nie zarobię kasy. Faktem jest, że jak sprzedamy mu [Kulczykowi – red.] tę książkę to książka nie wyjdzie. To jest prawda. Ale ty musisz, słuchaj, za tyle kasy to ty napiszesz następną książkę. No, o kimś innym” – mówi Giertych.

Po chwili rozwija swój pomysł:

„Spółka kupuje anonimowo. Oczywiście przez mojego człowieka, mojego nazwiska nie będzie. Kupuje, płaci podatki, wszystko. Za robotę masz zapłacone pięć razy tyle, co dostaniesz w najlepszym wariancie megabestsellerów. I zabieramy się za następnego gościa [miliardera – red], tak? Bo dla mnie to jest biznes. Ja na tym zarobię. Nie ukrywam […]. W tej chwili modus operandi, że se bierzemy następnego gościa tak?” i składa konkretną propozycję: „Piotrek, moja ostateczna propozycja: cztery stówy [400 tys. zł – red] i dziesięć pro [chodzi o procent od tego, co uda się wyciągnąć od Kulczyka – red]. Mogę zainwestować, zaryzykuję, największe moje ryzyko”.

Roman Giertych ma cały proces dokładnie rozplanowany:

„Słuchaj, powiem ci poważnie: gdyby nam się razem udało zdobyć te pieniądze, to ja bym wszedł z następną [niepisaną książkę – red], naprawdę. Jeżeli dziennikarsko, wiesz masz hobby pisać źle o ludziach, to robisz, tak? A jeżeli korzystasz ze sławy, że robisz książki, które wydajesz albo nie wydajesz”. „Bo możemy taki way of life zrobić. Ty będziesz pisał, a ja będę, słuchaj, sprzedawał to. Dawał ci support prawny”. „Bierzemy sobie następnego [miliardera – red]. Bezpieczeństwo całej operacji. Bierzemy to jak przez śluzę”. Ewidentnie prawnik związany z obozem władzy w swoim postępowaniu nie widzi nic złego: „Masz konkretną ofertę, tak? To nie są, wiesz machloje, tak dalej […]. Nie ma w tym nic niemoralnego, bo to jest taka sytuacja na rynku. Uważam, że w tym moim działaniu nie ma nic niemoralnego”. Trzeba przyznać, że specyficzne standardy jak na prawoznawcę.

Na koniec Roman Giertych pozwala sobie na niewybredne żarty dotyczące katastrofy w Smoleńskiej a konkretnie ostatniej rozmowy jaką miał przeprowadzić śp. Lech Kaczyński z Jarosławem Kaczyńskim: „I piszesz: Jarosław K. albo tak jak ten Sakowicz, piszesz: K. do K.: – Cześć L. Jak mamusia, zdrowa? – Mamusia zdrowa. – W szpitalu? – No, jeszcze w szpitalu. – Co u ciebie słychać, drogi L.? – No u mnie […] prowokację zrobić. Na pewno Tusk prosił Putina, żebyśmy byli zablokowani. – Ląduj i tyle. No. No to pogadamy później. Wyślij Błasika, nie rób tego sam”.

W obliczu tej taśmy już wczoraj zaobserwowałem specyficzny zabieg manipulacyjny polskojęzycznych mediów. Do ubiegłego tygodnia Giertych był „nawróconym” faszystą, człowiekiem piętnującym IV RP jako znający ją od środka, niezależnym ekspertem od wszystkiego i autorytetem. Od kiedy okazało się, że WPROST dysponuje taśmami kompromitującymi prawnika, znów zaczęto o nim pisać i mówić  jako o „byłym ministrze w rządzie PiS”. Czyli wszystko jasne. I w tej aferze paluchy maczała główna partia opozycyjna.

na podstawie: WPROST