FC Toruń wicemistrzem Polski w futsalu został wiosną 2019, natomiast rok później tytuł ten przypadł drużynie Constractu Lubawa, ówczesnemu beniaminkowi ekstraklasy. 4 listopada 2020 w Arenie Toruń odbyło się spotkanie dwóch najświeższych wicemistrzów kraju. Zdecydowanym faworytem od początku byli goście, posiadający niezwykle utalentowanych, a co najważniejsze bramkostrzelnych zawodników.

Spotkanie rozpoczęło się idealnie dla zawodników z Lubawy, nieupilnowanie przy rzucie rożnym Vitinho skończyło się jego bramką w 55 sekundzie, po bramce wiatru w żagle dostali zawodnicy gości, a próbującego pomóc swoim kolegom w ofensywie bramkarza gospodarzy bramką na 0:2 skarcił Pedrinho. W 4 minucie Toruń nie oddał jeszcze żadnego strzału na bramkę gości, a na tablicy widniał wynik 0:2.

Przebudzenie gospodarzy nastąpiło w  czwartej minucie, było to raczej jednak niemrawe przebudzenie, bowiem rozpoczęło się bombardowanie bramki Lubawy bez większego pomysłu na rozegranie, a skupiające się na sile strzału, wszystkie z nich były jednak blokowane przez zawodników z pola. Pierwszy (niecelny) strzał na bramkę Dariasa, który nie został zablokowany, miał miejsce dopiero w piątej minucie meczu.

FC Toruń czas Łukasz Żebrowski futsal

Pierwszą groźną sytuację dla FC Toruń stworzył w 6 minucie Jakiełek, odebrał piłkę ostatniemu zawodnikowi i stanął oko w oko z Dariasem, jednak ten drugi wyszedł z pojedynku zwycięsko, Jakiełek próbował jeszcze ratować akcję rozpaczliwym dośrodkowaniem, trafiła ona nawet do toruńskiego zawodnika, jednak futsalówkę z dużym zaangażowaniem zablokowali ofiarnym wślizgiem zawodnicy gości.

W drugiej części pierwszej połowy nieco lepsze sytuacje wyklarowała Lubawa, częściej gościła pod bramką Torunia, ale bezbłędnie grali w tym czasie obaj bramkarze, niejednokrotnie błyszcząc refleksem klasy światowej. Naprzemiennie obie drużyny grał raz wysokim, raz niskim pressingiem.

Toruń dał radę odpowiedzieć jeszcze przed przerwą. Bramka kontaktowa, w 18 minucie zdobyta przez kapitana Mikołajewicza, po asyście Szczepaniak, który uprzednio położył dwóch rywali na parkiet. Na nieszczęście dla gospodarzy po raz kolejny piłkę na środku boiska stracił młody bramkarz i Lubawa w minutę odbudowała dwubramkową przewagę, dzięki trafieniu Tomasza Kriezela.

Po pierwszej części meczu na wyróżnienie zasłużyli Konrad Jakiełek i Tomasz Kriezel grający z dużym zaangażowaniem.

W drugą połowę lepiej wszedł Toruń, stwarzając sobie więcej okazji podbramkowych, jednak bez przełożenia na wynik. Nieustępliwa walka o większość piłek skończyła się zejściem z boiska Mrówczyńskiego (zdjęcie poniżej). W ostatniej kwarcie zawodnicy z Lubawy kilkukrotnie wychodzili sam na sam, gubiąc Toruńską obronę, jednak poza poprzeczką w 34 minucie, ustrzelili tylko kilka razy Iwanka.

Marcin Mrówczyński kontuzja

W 36 minucie Toruń wycofał barkarza, a w roli lotnego wystąpił Szczepaniak. Już pierwsza akcja zakończyła się groźnym strzałem Mikołajewicza, jednak refleksem błysnął Darias, który następnie oddał niecelny strzał przez całe boisko na pustą, toruńską bramkę.

Zdecydowanie należy pochwalić toruńską drużynę za manewr lotnego bramkarza, mało która drużyna w ostatnim czasie tak dobrze rozgrywa ten element. Może poza Red Dragons Pniewy, które z wycofanym bramkarzem odwróciło wynik meczu w Katowicach, zdobywając 3 bramki i nie tracąc ani jednej z pustą bramką za plecami.

W 37 minucie nad poprzeczką przeniósł piłkę zawodnik Lubawy podczas wykonywania przedłużonego rzutu karnego, który był konsekwencją zbyt agresywnej gry gospodarzy i popełnienia 6 przewinienia. W 39 minucie Mikołajewicz zdobył swoją drugą bramkę tego dnia, zmieniając wynik na 2:3. Ostatnia minuta obfitowała w emocje, szczególnie że zawodnicy z Torunia nie mogli faulować.

Kluczowe okazało się jednak świetne, techniczne wyszkolenie Lubawian, którzy przez kilkadziesiąt sekund kontrolowali futsalówkę urywając cenne sekundy i holując piłkę blisko nogi po całym boisku. Mecz zamknął Grubalski, na 10 sekund przed końcem strzelając bramkę lotnemu bramkarzowi (zdjęcie poniżej) i ustalając wynik na 2:4.

Sebastian Grubalski gol w Arena Toruń, Konrad Jakiełek i Patryk Szczepaniak

Zdecydowanie mecz należał do bardziej wyrównanych niż można się było spodziewać po analizie składów. Toruń przespał początek spotkania, źle w niego wszedł, przez co z miejsca postawił się w niekomfortowej sytuacji. Mimo, że wyjścia Iwanka skończyły się bramkami, to były ciekawym elementem gry i budziły emocje, a czy nie właśnie o to chodzi w meczach na najwyższym poziomie?

Spotkanie obfitowało w wiele ciekawych rozegrań, podbramkowych okazji i prowadzone było szybkim tempem, obaj bramkarze mieli co robić i nie raz popisali się znakomitymi interwencjami. Po pierwszych 5 minutach mecz się bardzo wyrównał, gdyby nie przespane pierwsze minuty mogłoby dojść do małej niespodzianki.