Wojciech SumlińskiSiedziałem w barze, gdzie gliniarze i dziennikarze nie płacą za drinki. Przyszedłem przed umówiona godziną, ale nie czekałem długo. Mój informator, oficer Wojskowej Akademii Technicznej, w rzeczywistości przykrywkowy pracownik WSI, przyszedł punktualnie.

Poznałem go kilka miesięcy wcześniej, gdy przyprowadził go do mnie znajomy z CBŚ. We dwóch „sprzedali” mi niezwykle interesującą historyjkę, równie frapującą, co bezużyteczną. Była to historia jednego z młodych ministrów. Człowiek ów, uważany do tego momentu za „rycerza na białym koniu”, okazał się bywalcem Domku Myśliwskiego usytuowanego na terenie Wojskowej Akademii Technicznej, który dzierżawił i wynajmował były szef ochrony Lotniska Okęcie.

Ponieważ domek ów był miejscem schadzek półświatka i brutalnych orgii z udziałem „chłopców z miasta”, stał się obiektem inwigilacji „polskiego FBI”. Okablowany i zaopatrzony w mini kamery przyniósł ocean interesujących informacji, do czasu, aż przyniósł taką, która wywołała szok. Na jednym z nagrań jednej z orgii ujawniono „rycerza na białym koniu”. Film nie zostawiał pola do interpretacji: minister nie tylko korzystał z usług prostytutek, co może jeszcze uszłoby mu płazem, ale okazał się też człowiekiem uzależnionym od narkotyków, co już płazem ujść nie mogło. Takie słabości mógłby wykorzystać obcy wywiad, a że nasz bohater był szefem ważnego strategicznie ministerstwa, z dnia na dzień przestał być ministrem. Przyczyn, dla których tak się stało, nigdy nie wyjawiono. Ktoś widocznie uznał, że tak będzie lepiej, a że podobnie uznali dwaj moi informatorzy, więc chcąc – nie chcąc na ich prośbę także ja odstąpiłem od nagłaśniania tej historii…

(Powyższy fragment pochodzi z książki Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”)