„Kresowian zabito dwukrotnie; raz przez ciosy zadane toporami, drugi raz przez przemilczenie. A ta druga śmierć jest gorsza od pierwszej”, Jan Zaleski.
„Wołyń” miał być filmem „o miłości w nieludzkich czasach”, lecz dzień po ogólnopolskiej premierze Wojciech Smarzowski w jednym z wywiadów odniósł się do własnych słów, z przerażeniem konkludując: „To jest film bardzo ludzki. Kto robi wojnę jak nie ludzie?”
Kiedy „Wołyń” wszedł do kin, nie tylko reżyser, ale przede wszystkim widz musiał skonfrontować swoje oczekiwania i wyobrażenia z finalną kreacją opartą na źródłach historycznych i tym, co najcenniejsze – relacjach świadków. O filmie, który miał przełamać tabu, mówiło się długo przed premierą. Krążyły skrajnie różne nadzieje, ale również obawy. Wielu wątpiło w to, czy można wiernie i w tym wypadku „bez znieczulenia”, jak mówi się o filmach Smarzowskiego, odzwierciedlić niewyobrażalne okrucieństwo. Teraz już wiemy, że można.
Te najbardziej drastyczne sceny są tak dalece realistyczne i potworne zarazem, jakby były kręcone z ukrytej kamery podczas samej rzezi. Pomimo, że były przedstawione z wielkim wyczuciem, z dalszego planu, w półmroku lub ułamku sekundy, to niejeden widz zamykał oczy, spuszczał głowę. Tym, którzy czują niedosyt powiem, że na szczęście to nie jest film o epatowaniu i upajaniu się okrucieństwem jak w psychopatycznym, bezsensownym horrorze. Jest to film z ponadczasowym przesłaniem.
„Boję się nienawiści… . Patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się, w jakich czasach przyjdzie im żyć. Dlatego zrobiłem ten film” – mówi Wojciech Smarzowski, scenarzysta i reżyser filmu w wywiadzie z Małgorzatą Matuszewską.
Jest to film, który porusza sumienia tych, co je mają, i to niezależnie od pochodzenia czy nacji. Wielu się obawiało, że film będzie podżegał do nienawiści, i „podżega” – lecz do przeciwstawienia się skrajnemu nacjonalizmowi, który jak toksyna zatruwa umysły i przeradza we wrogów tych, którzy przez lata potrafili koegzystować w przyjaźni, miłości i pokoju – jak w małej wiosce na Wołyniu. Magiczny sielankowy świat Kresów bezpowrotnie zamienia się w piekło na ziemi. Ta dwubiegunowość filmu ukazująca walkę dobra ze złem, przeciwstawienie się relatywizacji, ale także uległość wobec zła, jest próbą zrozumienia tego, co niezrozumiałe.
Symbioza kultur, ich tradycji i obyczajów ulega deformacji i wykorzystana zostaje w realizowaniu szatańskiego planu nacjonalistów ukraińskich, w który zostają wciągnięci zwykli ludzie, żyjący wśród Polaków. Walor symboliczny ma tu potężną siłę rażenia. Ścięcie warkocza siostrze Zosi przez przyszłego szwagra nacjonalistę jest zapowiedzią jednej z końcowych scen, gdy w wyniku bezsensownej zemsty Polacy ścinają jej głowę.
Niewinne rzucanie snopkami podczas zabaw niedługo potem pojawia się jako motyw w piekielnej roli – kiedy chłopczyk zostaje zakleszczony między płonącymi snopkami rzucanymi z rąk do rąk przez opętanych złem Ukraińców. Porażające kazanie o kąkolu w zbożu, który należy wyciąć i spalić jest zapowiedzią rzezi i brzmi jak manifest nacjonalisty, choć wygłoszone przez duchownego cerkwi grecko-katolickiej. Niebawem Polacy kryjący się między kłosami giną od siekier jak ten kąkol w zbożu. Nie każdy jednak przesiąknięty był chęcią zemsty, co pokazuje scena, kiedy Ukrainiec wraca na pole po zapadnięciu zmroku po córkę Macieja, ratując jej życie. Takich scen jest więcej, scen, kiedy człowiek przeciwstawia się złu, ryzykując własne życie, kiedy śmierć może nadejść nawet z rąk własnego brata.
Nacjonalizm wyrasta z nienawiści. I nie ma nacjonalizmu gorszego czy lepszego, jest tylko mniej lub bardziej okrutny. Alternatywą do niego nie może być odwet, destrukcyjny dla wszystkich.
Mam przed oczami scenę, kiedy po wyłowieniu zmasakrowanych zwłok księdza, padają jakże prawdziwe słowa, które utkwiły mi w pamięci:
„To nie byli ludzie, to zwierzęta”.
„Zwierzęta się nie znęcają” – odpowiada Maciej.
„Wołyń” to bardzo ludzki film – dzieło, które przerosło Mistrza – ponadczasowy, wielowątkowy, symboliczny i broni się sam, bo wbrew krążącym mitom i histerycznym atakom na wyrost, nie jest to film anty-ukraiński, dlatego stawiającym ten zarzut wytrąca oręż z ręki. Ci, co go w ten sposób odbierają, nic nie zrozumieli zarówno z przekazu Stanisława Srokowskiego, autora zbioru opowiadań pt. „Nienawiść”, na kanwie którego oparty został scenariusz „Wołynia”, jak i nic nie zrozumieli z intencji reżysera.
Jest to film, wobec którego na pewno nie można przejść obojętnym; film, który poraża prawdą o naturze człowieka; film, który jest przestrogą przed skrajnym nacjonalizmem i uleganiem mu – dlatego wszelkie pro-nacjonalistyczne wobec niego komentarze są dalece nie na miejscu.
Enigmatyczne zakończenie filmu pozwala na refleksję. Reżyser pozostawia nas z pytaniem:
„Jak żyć po końcu świata?”
Czy człowiek tak doświadczony jak Zosia, która patrzyła na śmierć swoich bliskich mordowanych w potwornych męczarniach, potrafi pozbierać się mentalnie?
Filmem „Wołyń” Smarzowski nie tylko oddał hołd pamięci pomordowanych Kresowian, ale przede wszystkim zrobił prezent Ukraińcom, dokonując moim zdaniem rzeczy niebywałej – katharsis. I to od nich zależy, czy dostaną rozgrzeszenie jako naród. Kiedy bohaterami będą dla nich ci sprawiedliwi Ukraińcy, którzy ratowali życie Polakom, a nie ich kaci, to jest nadzieja. Rzeczywistość niestety jest inna. To niestety kaci są oficjalnie na Ukrainie bohaterami w świetle ustawy przegłosowanej w ukraińskim parlamencie 9 kwietnia 2015 roku. To im stawiane są pomniki, to ich imiona noszą ulice, na ich cześć organizowane są marsze ulicami Lwowa i innych miast. W momencie, gdy ukraiński IPN żąda od Polaków naprawienia zdewastowanych nielegalnie postawionych w Polsce pomników UPA, ja nie wyobrażam sobie współpracy z ich historykami w kwestii Rzezi Wołyńskiej.
Zapytałabym ich: kiedy premiera „Wołynia” na Ukrainie? – proponuję 14 października w Dzień Obrońcy Ukrainy nakładający się jakimś zbiegiem okoliczności z dniem powstania UPA, zwanym Świętem UPA.
„Tam gdzie panuje nienawiść i chęć odwetu, gdzie wojna przynosi ból i śmierć niewinnych, potrzeba łaski miłosierdzia, która koi ludzkie umysły i serca i rodzi pokój. (…) Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy” – św. Jan Paweł II.
Słowa Naszego Papieża zmodyfikowałabym nieco na: Kresy w blasku prawdy, bo tylko na prawdzie można budować pojednanie. I bardziej niż na Złote Lwy w Gdyni, których film nie otrzymał – co wobec wszechobecnej poprawności politycznej nie jest zaskoczeniem – z utęsknieniem Polacy czekają na oficjalną premierę i dystrybucję „Wołynia” nie tylko we Lwowie, ale przede wszystkim na Kresach Rzeczypospolitej i całej Ukrainie, szczególnie tej Zachodniej.
Czy recenzentka wie o tym ze Nacjonalizm Polski a nacjonalizm Ukrainski to 2 rozne rzeczy ? nacjonalizm brytyjski tak samo francuski sa inne itd, to skrajnosci sa zawsze zle prosze nie generalizowac i zasiegnac wiedzy na ten temat jak chce sie o nim pisac…poza tym dobra recenzja.