Trwa walka o utrzymanie starych układów w polskim sądownictwie. Do grupy obrońców kasty sędziowskiej dołączył Roman Giertych. Polityk i prawnik napisał żałosny list do Jarosława Kaczyńskiego.

„Piszę ten list o czwartej nad ranem, gdyż śledziłem z uwagą protesty i głosowanie, które doprowadziło do wyjścia z parlamentu ustawy, w której wprowadza Pan łaskawie swoją dyktaturę. Piszę ten list dlatego, aby wytłumaczyć, że popełniasz Pan zbrodnię i na dodatek, że nie jest to zbrodnia doskonała, bo zakończy się spektakularnym upadkiem” – czytamy w liście Giertycha.

Giertych powołując się na kodeks karny, przypomina, że art. 128 przewiduje, iż „kto w celu usunięcia przemocą konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej podejmuje działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3”. Jego zdaniem nowa ustawa prowadzi do obalenia Sądu Najwyższego i jego prezesa. Ponadto jej celem jest „wykorzystanie faktu podporządkowania służb o charakterze siłowym do usunięcia tych dwóch organów konstytucyjnych”.

„Tak więc skoro ustaliliśmy już, że popełnił Pan zbrodnię, pozostaje pytanie, czy nie jest to zbrodnia doskonała?” – pyta retorycznie Giertych, po czym sam sobie odpowiada: „Otóż nie. Nie będzie to zbrodnia doskonała, gdyż Pana plan wprowadzenia w Polsce dyktatury się nie uda”. Dlaczego? Bo „w wolnej Polsce wychowało się już pokolenie, które Panu swojej wolności nie odda za żadne skarby i jest gotowe dla jej obrony zrobić wszytko”.

„Ponieważ łamiąc Konstytucję, obalił Pan swój demokratyczny mandat do rządzenia, to pewnie Pańskie rządy skończą się szybciej niż jest to w Konstytucji opisane. Kiedy? Nie wiem. Ale na Pana miejscu trzymałbym w pogotowiu helikopter. Kto wie, może Antoni załatwi Panu u Rosjan azyl? Za tę robotę, którą dla nich robi, musi mieć przecież u nich wielkie poważanie. Tak czy inaczej powoli bym się zbierał, bo Pana koniec jest bliski” – wieszczy Roman Giertych, stając się tym samym kolejnym przedstawicielem opozycji, którego nie wiadomo, czy bać się, czy wyśmiewać.