Znana psycholog i terapeutka Zofia Milska-Wrzosińska udzieliła wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym informuje, dlaczego pod rządami Prawa i Sprawiedliwości jest strasznie, a także jak z tego wyjść.

Odnosi się wrażenie, że cała rozmowa z Zofią Milską-Wrzosińską służy temu, żeby nie tylko zracjonalizować, ale też uszlachetnić oraz heroizować dramatyczny czyn mężczyzny, który kilka dni temu podpalił się i zmarł. Właśnie tego dotyczy rozmowa.

Zdaniem psycholog: „Poczucie bezradności wobec walca drogowego rozjeżdżającego ważne dla kogoś wartości jest nie do zniesienia. Wtedy można desperacko zapragnąć zrobić cokolwiek, co byłoby skuteczne wobec tego przygniatającego poczucia niemocy. A akt podpalenia się, i to na placu Defilad, ma wielką siłę symboliczną”.

„Ludzie myślący inaczej niż obecnie rządzący zostali zdefiniowani jako łajdacy (…) lub durnie, ewentualnie ‘osoby naiwne’. Gdy stronnictwo Kaczyńskiego doszło do władzy, taki pogląd na temat odmiennie myślących uzyskał oficjalną pieczęć, a politycy wyciągali z niego praktyczne konsekwencje, choćby blokując możliwość przedstawienia racji niezgodnych ze stanowiskiem rządowym na sali sejmowej albo w ramach konsultacji” – powiedziała.

„Istotnym źródłem dyskomfortu odczuwanego przez wiele osób jest utrata poczucia bezpieczeństwa i wolności. (…) Obywatele zaczynają czuć, iż są zdani na czyjąś łaskę, ich los nie zależy już od prawa ani od ich kompetencji, zaradności, talentów. (…) Nieważne są ich przekonania, aspiracje, osiągnięcia, nieważne jest, czego chcą, jak żyją i czego dokonali. Władza mierzy ich swoją miarką lojalności i przydatności, a gdy ocena wypadnie niepomyślnie, może użyć wobec nich wszelkich środków, jakie ma do dyspozycji”.

„Jeśli władza uzna, że dany człowiek źle żyje, niewłaściwie myśli, postępuje niezgodnie z oczekiwaniami albo skonfrontuje się ze ‘swoim’, wówczas może przeciw niemu użyć aparatu państwowego. (…) Doświadczyła tego ostatnio m.in. szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdalena Sroka, wcześniej dyrektorzy dwóch ważnych teatrów we Wrocławiu i Krakowie czy wielu kompetentnych dyplomatów” – zaznaczyła i dodała: „Widząc to, szary człowiek (…) nie ma pewności, czy i jego nie spotka taki los i czy mechanizmy prawne mające mu gwarantować bezpieczeństwo zadziałają”.

„W gabinetach psychoterapeutycznych znowu padają pytania, których nie słyszałam od 1989 roku: ‘Czy to, co mówię, zostanie między nami?’. W czasie rozmów z pacjentami sprawy polityczne rzadko są poruszane, ale czasem zdarza się, że ktoś mówi o groźbie utraty pracy czy o sporze z teściami wierzącymi w zamach smoleński. I ostatnio przy takich okazjach obserwuję niepokój, którego nie było od upadku PRL-u: czy aby na pewno to, co powiem, nie wydostanie się na zewnątrz? Rozglądają się po gabinecie, niepokoją, gdy czasem notuję podstawowe dane, jak wykształcenie czy dotychczasowe leczenie. Boją się, że ktoś kiedyś, w przyszłości, te notatki wyciągnie i wykorzysta. Widzą przecież, jak w ostatnim okresie, by zaszkodzić ludziom dla władzy niewygodnym, wywlekane są fakty z zamierzchłej przeszłości, często nawet nie z ich z życia, ale ich rodziców”.

„Władza wyzwala u obywateli najgorsze cechy, (…) daje przyzwolenie na agresję, pod warunkiem że jest ona odpowiednio ukierunkowana, czyli np. przeciwko ‘obcemu’ lub temu, kogo uznaje się za wrogów, (…) przyczynia się do relatywizowania pozytywnych wartości, które zaczynają być stawiane na tej samej szali, co wartości niezasługujące na taką nobilitację” – stwierdziła i dodała: „Głupota, brzydota, wrogość zaczynają być stawiane na tej samej szali co mądrość, piękno i życzliwość – i biorą górę”.

„Polski inteligent ma od pokoleń poczucie misji i uważa, że powinien nieść pod strzechy kaganek oświaty, by krzewić wyższe wartości. Chodzi zarówno o edukację tradycyjną – zachętę do zaznajamiania się z literaturą, sztuką – jak i o edukację społeczną, dotyczącą świadomości seksualnej, tolerancji, reakcji na agresję. (…) Tymczasem władza mówi mu: te twoje wyższe wartości wcale nie są wyższe. I zaprasza ludzi do agresywnych zachowań, do głoszenia wrogości, do obrażania mniejszości, kobiet, przedstawicieli innych kultur”.

„Dramatycznym przykładem aktywnego sprzeciwu jest właśnie samopodpalenie. Aktywny sprzeciw to coś więcej niż szukanie ulgi. To dążenie do zmiany rzeczywistości powodującej cierpienie, a więc próba usunięcia źródła tego cierpienia. (…) Dzięki temu zaczynamy czuć się lepiej i zyskujemy więcej wolności – wewnętrznej i zewnętrznej. Być może w imię tej wolności Piotr S. był gotów skazać się na dotkliwe cierpienie i śmierć”.