„…wielki tenis – kupa błota

nasza głucha rybka złota

a miało być tak pięknie…”

No właśnie tak to śpiewał swego czasu Kuba Sienkiewicz. Mieliśmy – my antysystemowcy – się zjednoczyć. Wszystkie ruchy na czele z Kukizem, Korwinem, Braunem, Kongresem Nowej Prawicy i wszystkimi narodowcami mogliśmy zdobyć – moim zdaniem – 30% głosów do Sejmu, ale pod warunkiem, że wystartujemy razem. A miało być tak pięknie.

Co zostało? Pazerność, głupota, wielkie ego , pusty honor, który aktualnie można tylko sobie wydrukować i wytapetować nim kibel. A no i jeszcze mainstreamowy bucior w naszych odbytach, oczywiście z najlepszymi pozdrowieniami i szyderczym uśmieszkiem.

W połowie kampanii prezydenckiej już kiełkował w naszych antysystemowych głowach pomysł, by wszyscy, którzy nie odnajdują się w obecnej Polsce zjednoczyli się nie pod wspólnych szyldem, ale na wspólnych listach. Autonomia poszczególnych środowisk miała być świętością, której nikt nie ośmieliłby się najechać.

Zaczął burdę Korwin-Mikke, człowiek, który jak nikt rozumie bolączki gospodarcze Polski, ale poza tym jak nikt lubi od rzeczy „walnąć” jakiegoś babola. A to Hitler, a to inwalidzi, debile, a to JOWy. Oczywiście JKM za każdym razem w tych tematach, w gruncie rzeczy ma rację, ale racja w jego wykonaniu brzmi czasem jak wariactwo. Z krytyką JOWów w debacie prezydenckiej JKM też miał zresztą rację, ale wyjechał z tymi „argumentami” nie do wytrawnego polityka, tylko do Kukiza- niedoświadczonego w politycznej grze faceta, który ma wizję, dobre chęci, ale nie umie się w mediach bronić przed takim strzałem z jasnego nieba. W dodatku Kukiz tak fanatycznie traktuje JOWy, i ma do nich tak emocjonalny stosunek, że atak Korwina zabolał Kukiza tak, jakby ten zaatakował jego rodzoną matkę. I tak Kukiz zerwał z Korwinem, a Korwin z Kukizem.

Kolejne bale z naszej – dopiero co budowanej – arki ratunkowej wyjął Paweł Kukiz – człowiek z czystymi intencjami, patriota, ale z małymi umiejętnościami strategicznymi. Przecież musiał się facet czymś na siłę wyróżnić i stwierdzić, że nie ma programu, bo program jest „fuj”. To tak jakby napisać, że zakupy w sklepie są drogie, bo lista zakupów jest „fuj”. A to, że partie nie realizują programów nie znaczy, że programy są z gruntu złe, tylko to, że partie mają w nosie wyborców nie czują przed obywatelami presji. To partie postmagdalenkowe są do wyrzucenia, a nie programy jako takie. Plan przecież trzeba mieć. No, ale nie czepiajmy się, w końcu Kukiz stracił przez to „tylko” kilka procent w sondażach. Później naspraszał jakieś szemrane postacie z SB i innych spadochroniarzy systemu. Zaczął mieszać tak z listami, że niedawno podziękował mu Marian Kowalski z RN, którego skarcił Robert Winnicki za… lojalność. Dziś z projektu wypisali się Przemek Bosak – człowiek z niesamowitym zmysłem i ogromną wiedzą, czyniąc tym samym nienaprawialną wyrwę w całym projekcie, a także rzecznik Ruchu Kukiza. Na domiar tego już wróbelki donoszą, że doły Kukizowego projektu się buntują i drą listy z podpisami poparcie. Kukiz tytułując tytuł swej płyty zapomniał, że „Siła…..” będzie wtedy kiedy razem się skupimy na rozwaleniu systemu, a „……Honor” nie powinien brać udziału w procesie układania list do sejmu, zwłaszcza gdy to ruch społeczny, a nie pratia, w której dyktatura jest wskazana, zaś w ruchu społecznym tak egzotycznych środowisk – raczej nie.

Nie trzeba być politologiem, żeby stwierdzić, że środowiska, które zgadzają się ideologicznie w 70% mogę oprzeć swoją współpracę tak aby realizować te 70%, a o pozostałych 30% zapomnieć na kilka dobrych lat, do momentu, gdy priorytety będą już zrealizowane. Kto powiedział wrogom systemu, że muszą się lubić, chodzić razem na wódkę? Oni mają tylko stworzyć wspólną listę i uśmiechać się na zdjęciach, a przy pytaniu dziennikarzy, czy popiera projekt mówić „tak, popieram”. Czy to, aż tak dużo? Antysystemowcy postanowili się jednak pożreć w piaskownicy o te 30% niuansów typu: jowy i dzięki temu większość z nas, którym zależy na zmianie Polski choćby w 40 procentach nie ma na kogo zagłosować. To znaczy ma, może zagłosować na aż 5-6 komitetów z którymi się zgadza w kwestiach podstawowych.

Tak oto z tych wspólnych 30% pierwotnego poparcia wspólnych list, które to mogło się przełożyć na prawdziwą rewoltę dla Polski i miazgę dla sejmowych złodziei – Braun dostanie 1%*, Korwin może 4-6%* i cudem wprowadzi kilku posłów, Kukiz dostanie 5-7%* i również zapełni kilka planktonowych foteli, i tym samym stanie się folklorem, zaś reszta elektoratu zbuntowanego mająca dość napalania się na realną zmianę i stawianie na politycznych szczeniaków bez umiejętności zaciśnięcia zębów i brnięcia w wspólną sprawę – w tym ja – będzie wolała dopiec Platformie Oszustów i zagłosuje na PiS.

Oczywiście nawet gdy do Sejmu wejdzie jedno środowisko antysystemowe to będzie to sukces, ale umówmy się, że po 26 już latach rozwalania Polski sukces w postaci kilku foteli w parlamencie i zerowego wpływu na sprawy kraju jest raczej mierny.

*moje prognozy wyborcze, niesugerowane żadnym sondażem.