Trwająca kampania parlamentarna nie wpływa korzystnie na Ewę Kopacz. Jest spięta, roztrzęsiona, wygląda jak Komorowski w kampanii prezydenckiej. Wie, że nic nie zwojuje. Dobitnym dowodem na to było jej agresywne przemówienie na posiedzeniu Rady Krajowej PO, w którym atakowała ad personam polityków opozycji. Żałosna oznaka słabości.

Liczba złotych myśli, które padły podczas wspomnianego wystąpienia jest doprawdy imponująca. „PiS mówi nam 'chcemy zmiany’, ja odpowiadam: 'to się zmieńcie’” – to moja ulubiona. Genialne. Pani Premier, pozwolę sobie zauważyć, że Jarosławowi Kaczyńskiemu i spółce zapewne chodziło o zmianę zaśniedziałej władzy w Polsce, którą Pani dziś reprezentuje. Żadna partia opozycyjna nie musi się zmieniać, bo każda jest od Pani partii lepsza. „Panie prezesie Kaczyński, niech pan zacznie uśmiechać się do ludzi, niech pan ich polubi wreszcie” – to kolejny cytat z premier Kopacz. Czekam na podobny apel w stronę posła Niesiołowskiego. Kaczyński został ponadto nazwany „lalkarzem pociągającym za sznurki swoich marionetek”. I kto to mówi? – chciałoby się zapytać. Kto sam jest marionetką, w dodatku nieudolną, w rękach innego zdolnego lalkarza Donalda Tuska?

Platforma Obywatelska tonie i chwyta się brzytwy. Brzytwą tą mają być celebryci – chwyt najtańszy z możliwych, świadczący dobitnie o początku końca pewnej epoki. Nie mówię tu o aktorach, muzykach czy sportowcach, którzy zawsze chętnie garną się do władzy, ale o celebrytach politycznych. Bo jak inaczej określić Ludwika Dorna, Michała Mazowieckiego czy Grzegorza Napieralskiego? Żaden z nich z tzw. realną polityką nie ma dziś nic wspólnego.

Ewa Kopacz jest jak dziecko we mgle. Nie wie nawet, że przyjęciem w szeregi Platformy (skrót myślowy) wyżej wymienionych panów strzela sobie w kolano. Choć z pewnością zdaje się jej, że jest zgoła inaczej, że zrobiła interes życia, że teraz już PO musi zwyciężyć. Tymczasem działanie to jest zupełnie sprzeczne z jedyną taktyką tej partii, a mianowicie ze straszeniem PiS-em. Całe wyżej wspomniane przemówienie, którego nie warto było cytować w obszerniejszych fragmentach, to jedna wielka wściekła nagonka na Prawo i Sprawiedliwość, z której płynie jasny przekaz o złych i mrocznych czasach rządów tej partii. A przecież Ludwik Dorn to były marszałek Sejmu, wicepremier i minister w rządach PiS-u. Do tego dochodzi wierny sługa Ewy Kopacz Michał Kamiński, twórca kilku kampanii wyborczych Prawa i Sprawiedliwości, czy chociażby Roman Giertych, wicepremier i minister za czasów Kaczyńskiego i Marcinkiewicza. Podobnych transferów jest więcej. O co tu zatem chodzi? Czyżby jednak lata 2005-2007 nie były aż tak złe?

Brak jakiejkolwiek sensownej idei, z którą Platforma miałaby iść do wyborów był powodem konfliktu z tą partią Pawła Zalewskiego, skądinąd także politycznego „spodochroniarza”. Prawda jest taka, że na skutek licznych zawirowań, trudno dziś ocenić co jest PiS-em, a co Platformą, gdzie biegnie granica pomiędzy tymi partiami. PO straszy konkurencją, ale jednocześnie korzysta z jej doświadczeń. Przekaz forsowany przez Kopacz nie ma żadnego sensu.

Stojący obok siebie na jednej scenie Ludwik Dorn i Grzegorz Napieralski stanowią żałosny i groteskowy wręcz widok. Czy Ewa Kopacz naprawdę tego nie widzi? Z dumą ogłasza, że PO jest partią otwierającą się na różne środowiska, od lewa do prawa. Nie pokazuje to nic innego, jak to, że jest wyłącznie bezideową partią władzy. W dodatku wyjątkowo bezczelną, traktującą własnych i potencjalnych wyborców jak idiotów. Właśnie to zgubiło Pawła Kukiza. Oby Platforma nie zatrzymała się w rujnowaniu własnego wizerunku i tym samym dała Polsce szansę na podniesienie się z kolan.