Antoni Macierewicz po raz kolejny zabrał głos w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej. Tym razem twierdzi, że sama eksplozja nie mogła doprowadzić do tragedii. Chodziło zatem o coś więcej.

„National Institute For Aviation Research z Wichita, który zaprosiliśmy do współpracy, zrobił dla nas ważne badania, które pokazują istotny element tej tragedii. On wskazuje na eksplozję w samolocie, drzwi lewe zostały wypchnięte z niego z 10-krotnie większą energią, niż spadał samolot. To wszystko zostało zrekonstruowane, policzone przez ten instytut. (…) Żaden inny instytut nie dysponuje taką technologią jak oni” — powiedział Macierewicz.

„Te prace już się kończą. Amerykanie wracają do USA z pełną pulą informacji, po zmierzeniu całego samolotu. Będą też sprawdzone, coś co można nazwać nadmiarem uprzejmości, hipotezy pani Anodiny i pana Millera. Ten samolot będzie uderzony w ziemię przy parametrach podanych przez te raporty. Później ta sama operacja zostanie powtórzona z podaniem danych komisji, w której pracuję. Wszystkie te symulacje zostaną wykorzystane w końcowym raporcie komisji. Prace komisji nie mają tempa rocznicowego, to nie wyścig. Całość materiałów nie zostanie przygotowana na wiosnę tego roku, tak jak nie będzie badań związanych z sekcją zwłok. Jakieś elementy zostaną również zaprezentowane w raporcie technicznym na wiosnę tego roku” – podkreślił.

„Pan Artymowicz zasłynął szeregiem nieprawdziwych diagnoz, jakie w ciągu 8 lat serwował opinii publicznej. Na pewno jest ekspertem od astrofizyki, ale z lotnictwem ma niewiele wspólnego. Świadczą o tym nieprawdziwe informacje, jakie podawał. Wstydem dla naukowca jest uniemożliwienie innemu naukowcowi zbadanie czegoś. To hańba dla nauki” – skomentował.

„Znam mechanikę działania tych ludzi i tych środowisk. To będzie narastało, bo strach ma wielkie oczy. Ci ludzie naprawdę wiele zainwestowali w kłamstwo smoleńskie i bardzo obawiają się, że to kłamstwo pryśnie jak bańka mydlana z konsekwencjami negatywnymi dla nich jako dziennikarzy i naukowców, ale przede wszystkim z konsekwencjami dla ich promotorów politycznych. Abstrahując od szczegółów, mamy do czynienia z czymś niebywałym w ciągu ośmiu lat. Doszło do największej tragedii w państwie polskim i oto ludzie dobrej woli, a od dwóch lat państwo polskie, próbują to zbadać i mamy wielką orkiestrę prześmiewców, złośliwców atakujących ludzi, którzy doprowadzają, jak w przypadku prof. Nowaczyka, do wyrzucenia z pracy. Przecież ci ludzie chcieli dowiedzieć się, jak zginął polski prezydent. Takie praktyki kompromitują tych ludzi jako uczestników debaty publicznej” — dodał.

„Sama eksplozja w skrzydle by nie doprowadziła do katastrofy. Tam nastąpiły dalsze wydarzenia, które ostatecznie sprawiły, że samolotu nie udało się uratować. (…) Przypominam gen. Benediktowa, który jest odpowiedzialny za podawanie fałszywych informacji polskim pilotom, dlatego celowali kilometr od lotniska. Ta operacja była bardziej skomplikowana niż jedno wydarzenie. Każdy z tych kroków był realizowany celowo i miał na celu zniszczenie prezydenta i polskiej elity” – stwierdził.