Mający wejść w życie w 2015 roku obowiązek pracy dla węgierskich osadzonych, to kolejna istotna reforma premiera Viktora Orbana. To, co do tej pory było przywilejem, już wkrótce stanie się narzuconą normą i trzeba będzie znaleźć zajęcie dla przebywających w 28 więzieniach na Węgrzech około 12 000 skazanych (liczba zdolnych, by podjąć pracę). Oznacza to dla kraju olbrzymie zyski, gdyż więźniowie sami zapracują na swoje utrzymanie.

Przeciwnicy rządów Orbana wytykają mu kolejną ekstrawagancję i kontrowersyjną ustawę. To prawda, że reforma ta wydaje się dziwna, ale tylko dlatego, że właściwie powinna być normą. Nienaturalnym jest dla mnie dyskutowanie o czymś, co jest krokiem w stronę normalności i elementarnej sprawiedliwości. Bo niby dlaczego wszyscy uczciwi obywatele danego kraju mają składać się na pobyt tych nieuczciwych w zamkniętym zakładzie? Nasze podatki powinny być wykorzystywane w sposób bardziej roztropny i służący korzyściom ogółu. Oczywiście, trzeba zgodzić się z tym, że taką korzyścią jest na pewno izolowanie jednostek niebezpiecznych, czy zdegenerowanych. Ale skoro jednostki te, są w stanie same na siebie zapracować, to z całą stanowczością należy im taką możliwość zapewnić, odciążając z takiego obowiązku resztę obywateli. Już wkrótce z takiego odciążenia będą cieszyć się mieszkańcy Węgier.

Kwestia finansowa, to jedna strona medalu. Druga związana jest ze sprawiedliwością. Tajemnicą poliszynela jest, że w wielu przypadkach samo osadzenie w więzieniu jest dla skazanych zbyt łagodnym wymiarem kary. To taki niskiej klasy hotel, gdzie więzień ma prawo właściwie do wszystkiego tego, czego mógłby doświadczyć na wolności, z tą różnicą, że ma to najzupełniej za darmo. Jedynym mankamentem jest fakt niemożności swobodnego poruszania się po świecie widzianym zza więziennej kraty. Ale czy jest to aż tak wielki mankament? Dla wielu z pewnością nie. Dodając do tego możliwość pozostawania w stanie „bezrobocia” i jednoczesnego braku zmartwień o wikt i opierunek, przebywanie w zakładzie karnym zdaje się być całkiem nie najgorszą alternatywą dla życia na wolności. Tymczasem kara winna być jednak karą.

Zagadnienia związane z prawami i obowiązkami osadzonych regulują oczywiście odpowiednie przepisy. Żaden z nich nie wiąże pojęcia pozbawienia wolności z pozbawieniem praw do wygód. A szkoda. Prawa człowieka powinny dotyczyć tych ludzi, którzy ich przestrzegają. O mało którym skazanym można to powiedzieć. Głosy sprzeciwu płynące ze strony działaczy na rzecz owych praw są tu zupełnie nie na miejscu. Zatem dlaczego nie zabrać się za zmiany przywracające kwestiom więziennictwa pewien logiczny porządek? Dlaczego nie iść śladami Orbana, który stopniowo, metodycznie dąży ku przemianie Węgier i odnosi w tej dziedzinie widoczne już teraz sukcesy?

Reforma zaproponowana przez rządzącą na Węgrzech partię Fidesz, to kolejny ważny dla tego kraju krok. Po spadku bezrobocia, zmniejszeniu inflacji i długu publicznego, po przyczynieniu się do rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, po wejściu w życie wielu istotnych ustaw, Viktor Orban raz jeszcze pokazuje, że można skutecznie zarządzać państwem i dokonywać w nim przeobrażeń na lepsze. Raz jeszcze jednak idąc w stronę normalności, zyskuje nowych wrogów, którym z jakichś powodów nie jest po drodze z rosnącymi w siłę Węgrami, które mogłyby i powinny, stać się nie wrogiem i odszczepieńcem, ale wzorem do naśladowania, również dla rządzących Polską.