PiS idzie jak walec. „Odbił” Prezydenta, Sejm i Senat, Trybunał Konstytucyjny, służby specjalne, wkrótce odbije KRRiT i samorządy. Jest jednak cienka granica pomiędzy sprawnością w rządzeniu, a zbytnią pochopnością działań i nieuzasadnionym wywoływaniem spięć.

Najgłośniejszą ostatnio sprawą jest kwestia wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Można oddać PiS, że to działania Platformy wywołały dzisiejszy kryzys, że mimo zgodności wyboru 3 sędziów z Konstytucją, pozostają wątpliwości ustawowo-proceduralne. Jednak idąc na zwarcie, prowokując opozycję do mobilizacji, w sytuacji, kiedy w ostatnich wyborach PiS uzyskał niewiele więcej głosów (w ujęciu liczb bezwzględnych) niż w przegranych wyborach 2007 roku, ostro przekręcając wajchę w swoją stronę, uprawdopodobnia się to, że za 4 lata obecna opozycja szybko przekręci wajchę w swoją stronę. Rozumiem stanowczość i szybkość działań w sprawach, które tego wymagały, ale sprawa TK tego nie wymagała. W najbliższym czasie nie było w planach takich ustaw, które TK mógłby zastopować. Najrozsądniejszą decyzją byłoby pójście za duchem prawa i propozycją Marka Jurka, który postulował, aby PO ponowiła swoje 3 kandydatury, a PiS zaproponował 2 osoby. Faktem jest, że PO nie była skłonna przystać na tę propozycję, ale przeforsowanie, dzięki jakimś kruczkom prawnym swoich 5 kandydatur może się negatywnie odbić w najmniej spodziewanym momencie.

Jednak w hałasie wywołanym „skokiem”, czy „zamachem” na TK zniknęła nam sprawa uniewinnienia Mariusza Kamińskiego. Oczywiście, tutaj także można zrozumieć po części PiS – Mariusz Kamiński padł ofiarą skorumpowanego polskiego wymiaru sprawiedliwości, a bardzo przydałby się rządowi w odbudowie służb specjalnych. Jednak czy nie lepiej było poczekać do apelacji? Mariusz Kamiński mógł zaczekać rok, tak samo jak poczekać może kilkadziesiąt działaczy Prawicy Rzeczypospolitej, którzy poświęcili się i nie walczyli, aby za wszelką cenę wystartować w wyborach do Sejmu nawet z własnej listy czy listy Kukiz’15, po tym, jak PiS naruszył umowę z Prawicą Marka Jurka i nie uwzględnił ich na liście. Oni poczekają 4 lata, poświęcili się dla większej sprawy – odsunięcia PO od władzy. Mariusz Kamiński mógł poczekać ledwie rok.

Kolejnymi sprawami, które już pojawiają się na horyzoncie jest „odbicie” KRRiT, a potem samorządów. Jeżeli PiS będzie prowadził nadal swoisty szturm na instytucje w taki sposób – naginając prawo, przejmując władzę w sposób bardzo spektakularny – to prędzej czy później odbije się to na nim, a w szerszym spojrzeniu – na Polsce – negatywnie. Bo w perspektywie kolejnych 4 lat widzimy zagrożenie ze strony wzrastających w siłę dwóch niebezpiecznych sił opozycyjnych – liberalnych banksterów po pierwsze, a także komunizującą lewicę spod znaku RAZEM po drugie.  Jeżeli PiS, zamiast pokazywać siłę prawa, budować autorytet instytucji, będzie pokazywać prawo siły, bezwzględności, nie będzie budować wokół siebie coraz szerszego obozu, wzmacniać swoje struktury i struktury swoich sprzymierzeńców z Polski Razem, Solidarnej Polski i Prawicy Rzeczypospolitej, to za 4 lata znów zdobędzie podobną w liczbach bezwzględnych liczbę głosów, ale będzie się z opozycyjnych ław przyglądać ostentacyjności i bezwzględności w przejmowaniu władzy przez drugą stronę.

Politycy muszą być dalekowzroczni. Kiedy w 2007 roku, w dyskusji nad rozwiązaniem Sejmu Marek Jurek zgłosił swój sprzeciw przeciwko tej inicjatywie, wykazał się dalekowzrocznością i stwierdził, że skończy się to długoletnią dominacją sił lewicowo-liberalnych. On miał rację, premier Kaczyński się mylił. Czy teraz premier Kaczyński będzie miał rację?