Populane „Orliki” miały być sztandarowym pomysłem rządu Tuska. Popularność piłki nożnej przed Euro 2012 sprawiała, że PO mogła się chwalić „Orlikami” ile wlezie. I korzystali z tego. Kiedy pojawiały się jakieś kłopoty, oskarżenia pod adresem PO, natychmiast słyszeliśmy przechwalanie się „Orlikami”.

W pewnym momencie i na tym sielankowym jedynie z pozoru obrazku pojawiły się skazy. Okazało się np. że wybudowane za grubą kasę boiska są zamykane na klucz, dzieci i młodzież nie mogą z nich korzystać. Wszystko dlatego, że brakowało animatorów młodzieżowych, którzy mieliby sprawować opiekę nad młodzieżą. Czyli wybudowane „na pokaz”. Zamiast opłacać tabuny urzędników, których jedyną pracą jest przekładanie papierów można było przeznaczyć pieniadze na profesjonalnych opiekunów i trenerów. Ale dla naszych mężów stanu to było za trudne.

W 2010 roku strona dziennik.pl podała kolejne ciekawe informacje w kwestii „Orlików”. Okazało się, że boiska chciano budować najmniejszym możliwym nakładem finansowym. Szkoda tylko, że odbijało się to. Jak podaje dziennik.pl, w przetargach startowały piekarnie a nawet… zakłady pogrzebowe, które na moment przekwalifikowywały się w firmy budowlane.

Doprowadziło to, do powstania zwykłych bubli. Czytamy, że około 500 na 1500 wybudowanych boisk, wymagało natychmiastowego remontu co doprowadziło do wczesniejszego zamykania „Orlików”. Wśród występujących awarii były m.in dziury w murawie czy woda zalewająca szatnie.

Jak to mówią, krowa która dużo ryczy mało mleka daje. A Tusk i jego ekipa pokazali, że potrafią zepsuć wszystko. Nawet w dziedzinie, która uchodziła za „konika” władzy – sporcie.