Debata prezydencka pokazała obywatelom, że jest inna Polska. Polska inna niż propaganda głównonurtowych mediów i partii. Zobaczyliśmy paletę poglądów i osobowości.
Co ważne, dominowały postawy i deklaracje patriotyczne, wolnościowe i prawicowe. Znamienne, że dobrze zaprezentowała się antysystemowa piątka (alfabetycznie: Braun, trzech panów K. i Wilk). Na jej tle sztucznością raził kandydat oficjalnej opozycji, czyli nudnawy Andrzej Duda. Jeszcze więcej plastiku prezentowała kandydatka SLD określana po debacie jako „syntetyzator mowy Magda”. Natomiast wigor był na prawicy prezentującej inteligentne diagnozy, interesujące pomysły i kreatywne programy. Niepotrzebnie tylko doszło do scysji dwóch panów K. – pan Janusz z pasją zaatakował, a pan Paweł wziął to bardzo do siebie. Z kolei reżyser Braun potwierdził swoją ideowość, a mecenas Wilk swoją kompetencję.
Jednak prawdziwą gwiazdą wieczoru stał się Marian Kowalski! Silny człowiek na trudne czasy potwierdził siłę narodowych przekonań w sposób tyleż twardy, co ujmujący. Potrafił być mocno radykalny i dyskretnie dowcipny. Nie zabrakło mu ani powagi, ani elokwencji. Charakterystyczne, że prawicowi redaktorzy z Rafałem Ziemkiewiczem na czele uznali Mariana za objawienie tej debaty. Bo Marian Kowalski atakował kogo trzeba i jak trzeba. Bronił tego, co polskie i proponował sensowne rozwiązania. Mówił do rzeczy, z właściwą dynamiką i świetną retoryką. Marian z Ruchu Narodowego wystrzelił do góry jak strzała!