Wybory były o tyle interesujące, że pokazały, iż czasem mogą jednak coś rozstrzygać i sprawiać niespodzianki. To dobrze! Przyjrzyjmy się kandydatom sine ira et studio.

Andrzej Duda – okazał się sympatyczny i dał sie polubić. Wbrew pozorom nie osiągnął znakomitego wyniku, bo utrzymał się na stałym poziomie Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast jego dążący do zmian elektorat był bardziej zmobilizowany niż rozleniwieni zwolennicy obecnego prezydenta. Dla prawicowego obserwatora widoczna jest ideowo-polityczna sztuczność Dudy, ale często wyborcy chcą wziąć ją w nawias z powodu niechęci do Platformy Obywatelskiej.

Bronisław Komorowski – zgoda i bezpieczeństwo nie wystarczyły. Zabrakło swego rodzaju inteligencji emocjonalnej, jaką miał Donald Tusk. Prezydent był zdziwiony, że toczy się jakaś kapmpania, skoro on jest już prezydentem. Odmawiał więc konfrontacji z rywalami i w końcu obrażal się na wyborców krytycznie nastawionych. Z każdym wystąpieniem publicznym tracił kolejne dziesiątki i setki tysięcy wyborców. Wyszła z niego cała Unia Wolności nieustannie pouczająca głupich polaczków.

Paweł Kukiz – fenomen tych wyborów. Uznany za szczerego i serdecznego buntownika. Jego wyborcy nie do końca znają zasady działania jednomandatowych okręgów wyborczych, ale widzą w Pawle chęć zmiany na lepsze w sposób pozapolityczny. Ciekawa będdzie konfrontacja wyborców, a szczególnie działaczy z prawdziwie polityczną polityką, ale na razie trwa karnawał. Przyszłośc polityczna może jednak być wielka. Ćwierć wieku na scenie nie poszło na marne.

Janusz Korwin-Mikke – to była zapewne jego ostatnia szansa na wielki skok. Nie udało się go dokonać, choć i tak wynik był najlepszy ze wszystkich dotychczasowych startów prezydenckich JKM. Natomiast dystans do bariery pięciu procent odbiera partii Korwin samodzielność polityczną. Trzeba teraz rozmawiać z Pawłem Kukizem, mimo merytorycznego pokonania go w debacie prezydenckiej przy politycznej niestosowności tego zachowania. A dla pana Janusza i tak najważniejsze jest sianie ideowego ziarna…

Magdalena Ogórek – jak ktoś dowcipnie skomentował, zniszczyła SLD za pieniądze SLD… Jej kandydatura i kampania okazały sie nieporozumieniem. Szokujące, jak mogła sobie na to pozwolić partia chcącą uchodzić za lewicową, pracowniczą i prospołeczną. Kandydatka jak z salonu l’Oreal była całkowitym zaprzeczeniem lewicy socjalnej, a jej wyborcy potraktowali ją jak maskotkę i nic więcej.

Adam Jarubas – pokazał siłę samostanowienia PSL i ofiarnie walczył, nie mając żadnych szans. Odebrał jakiś ułamek głosów prawicy, gdyż umiejętnie przedstawiał się jako prawe skrzydło ludowców. Jeżeli było to szczere, to dobrze świadczy o świętokrzyskim marszałku. Kampania bez emocji i ze z góry zaplanowaną porażką.

Janusz Palikot – jego najlepsze czasy przeminęły. Niesamowity przykład polityka, który potrafił bardzo do siebie zniechęcić. Do tego stopnia, że wcale nie pomogła mu inteligentna kampania i zestaw wypowiedzi dobrze brzmiących dla lewicowo-liberalnego ucha. Palikot ukazywał się jako jedyny głos liberalnej lewicy vis a vis róznych odłamów katolicko-narodowo-konserwatywnych. Jednak i to nie pomogło.

Grzegorz Braun – samotny jeździec apokalipsy. Pan Grzegorz wziął na siebie ciężar przedstawienia integralnego światopoglądu katolicko-konserwatywnego. Niekiedy tworzyło to zabawne sytuacje, jak przerażenie prowadzącego audycję w Radio Maryja, kiedy dzwoniący słuchacze przekonywali, że dla katolików Braun jest lepszym kandydatem niż Duda. Na koniec dostał aż jeden procent lub tylko jeden procent.

Marian Kowalski – występował jako głos ulicy przeciwko politycznej mafii. Pod tym względem Paweł Kukiz okazał się bardziej przekonywający. Marian startował z niskiego pułapu poparcia i często brany był za tępego osiłka. Dopiero wszystkie jego wystąpienia publiczne i medialne ukazywały go jako rozumnego, ciekawego i dowcipnego polityka, co często pozytywnie szokowało wyborców. Mimo iż stał się gwiazdą debaty telewizyjnej kandydat narodowców nie zrobił dobrego wyniku, ale zrobił za to – dobre wrażenie. To w przyszłości, nawet najbliższej, zaprocentuje.

Jacek Wilk – kompetentny i rzeczowy. To jednak nie prowadzi do sukcesów politycznych. Muszą być fajerwerki, a tymi nie zabawia się pan mecenas. Jego start pozwolił na kontynuację misji politycznej Kongresu Nowej Prawicy. To partia reprezentowana przecież w Parlamencie Europejskim. Mecenas Wilk na pewno nikogo nie zraził, a zyskał sporo sympatii.

Paweł Tanajno – zróbmy referendum, czy mam o nim pisać…

Przed nami druga tura. Jedni bardzo się nią emocjonują, inni zaś patrzą na chłodno. Obserwujmy!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.