Foto: Piotr Drabik/Wikimedia Commons

W niedzielę podczas konferencji prasowej zorganizowanej w Kijowie z okazji rocznicy wydarzeń na ukraińskim Majdanie, prezydent Bronisław Komorowski przedstawił swoje stanowisko dotyczące ewentualnej pomocy stronie ukraińskiej w walce z siłami Rosji. Stanowisko to, z racji pełnionej przez Komorowskiego funkcji, jest siłą rzeczy oficjalnym głosem, jaki w tej sprawie prezentuje Polska.

„Polska zajmuje w tej kwestii jednoznaczne stanowisko: nie zamierzamy i nie złożymy deklaracji o tym, że Ukrainie nie można sprzedawać broni. Ale chcę przypomnieć, że niektóre kraje Zachodu taką deklarację niestety już złożyły” – powiedział Komorowski. W wypowiedzi głowy naszego państwa widać jaskrawy przykład politycznej poprawności. Otóż nie powiedział on, że Polska sprzeda broń Ukrainie, lecz stwierdził, iż sprzeciwiamy się niesprzedawaniu broni. Można? Można. Nie dajmy nabrać się na tego typu zawiłości niekwestionowanego mistrza mowy polskiej, tym bardziej, że jego ubolewanie nad faktem złożenia takich deklaracji przez niektóre kraje jest jasnym sygnałem, jak będą wyglądały następne decyzje naszych władz.

Bronisław Komorowski uczestniczył w kijowskim marszu upamiętniającym zwycięstwo rewolucji na Majdanie Niepodległości i obalenie prezydenta Wiktora Janukowycza. Oprócz niego w uroczystości wziął udział i ogrzewał się w blasku zwycięzców także m.in. przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.

Ciągle zastanawia mnie, co z punktu widzenia Polski zdecydowało o podziale ról przyjaciela i wroga pomiędzy Ukrainę a Rosję. Rzut monetą? Dlaczego nasi włodarze tak zdecydowanie opowiadają się za pomocą Ukraińcom? Przecież odwołując się do historii, zabijali nas i jedni, i drudzy. Ale cóż mogą o tym wiedzieć słynni absolwenci wydziałów historycznych Komorowski i Tusk? Ani Rosja, ani Ukraina nie należały, nie należą i śmiem twierdzić, że nie będą należały nigdy do grona naszych sprzymierzeńców, ale rządzącym Polską nie przeszkadza to wtrącać się na własne życzenie w ów konflikt.

To paradoks. Lata rządów Platformy Obywatelskiej przyzwyczaiły nas, że fakty i decyzje kreowane są w sposób wygodny dla władzy. Kiedy zachodzi potrzeba postraszymy opozycją, która pcha nas w łapy wroga i jest gwarantem kolejnej wojny światowej. Ale innym razem to my sami będziemy dążyć do zaangażowania Polski w konflikt zbrojny, od którego powinniśmy się jak najdłużej dystansować. Dysonans? Ależ skąd.