helikopterToczący się od dwóch lat przetarg na 70 nowych śmigłowców dla polskiej armii, po zakupie samolotów F-16 (obecnie niezdolnych nawet do patrolowania państw bałtyckich, gdzie służą nasze stare MIG-i 29) drugi w historii pod względem kosztów (jego wartość może sięgnąć nawet 13 mld zł) ma być rozstrzygnięty w najbliższych dniach. Jednak dziennikarze, politycy i branża lotnicza już dziś wie, kto na pewno go nie wygra. Jest to najtańsza oferta świdnickiego PZL.

Cena nie gra roli?

Po prywatyzacji WSK PZL Świdnik i odrzuceniu polskiego Sokoła ministerstwo obrony zaczęło zapewniać o chęci produkcji nowego śmigłowca w Polsce i jego jak największej polonizacji. Cały przetarg wskazywał na jednego faworyta – amerykański koncern Sikorsky Aircraft Corporation, do którego należą zakłady w Mielcu. Ostatecznie do przetargu stanęło również należące już do włosko-brytyjskiej Agusty Westland świdnickie WSK, oferujące jednak zmodernizowaną wersję włoskiego wyrobu koncernu AW139M – AW149. Nie jest to już polska konstrukcja, ale powstała przy współpracy inżynierów za Świdnika. Jest też ponad dwukrotnie droższa od Sokoła, również produkowanej przez WSK typowo polskiej konstrukcji, mniej od niego zwrotna i dynamiczna, pozwalająca zabrać na pokład jedynie 6 osób więcej, więc słabo nadająca się na śmigłowiec transportowy. Nowe helikoptery mają zastąpić natomiast transportowe Mi-17 i Mi-8, mogące pomieścić nawet 32 osoby.

AW149 wykazuje się jednak nowatorskimi rozwiązaniami technicznymi i co najistotniejsze jest tańszy od produkowanego przez należący do Amerykanów PZL Mielec Black Hawka, czyli Czarnego Jastrzębia. Black Hawk, zabierający na pokład jedynie 11 żołnierzy z pełnym ekwipunkiem na śmigłowiec transportowy się nie nadaje się jeszcze bardziej. Posiada co prawda podobne do AW149 parametry, jednak jest to konstrukcja stara, z lat 70-tych, którą Amerykanie planują zastąpić nowymi modelem. Co istotne, Agusta zapewnia całość produkcji w Polsce, a także utworzenie tu również centrum produkcji tej maszyny na inne rynki.

Do przetargu staje też francuski Eurocopter ze śmigłowcem EC725 Caracal, jedynym spełniającym kryteria maszyny transportowej (zabiera na pokład 28 osób). Jest on jednak ofertą najdroższą. Model ten także jest przestarzały i nie planuje się jego rozwijania. Co więcej obecnie Francuzi nie mają jeszcze fabryki w Polsce, stąd oferta ta skazywana była na początku na porażkę. Natomiast wobec AW 149 co rusz docierają „przecieki” z kręgów wojskowych, dyskwalifikujące tę kandydaturę ze względu na brak doświadczeń wojennych. Pomija się, że jest to najtańsza oferta. Black Hawk kosztuje bowiem ok. 14 mln dol. za sztukę, a Eurocopter Caracal miedzy 45 a 55 mln, natomiast AW149 ok. 13.

Amerykański ślad w Pałacu Prezydenckim

Black Hawk nie może zastąpić śmigłowców transportowych, co jest założeniem przetargu. Ma jednak znaczącą „zaletę”. W mieleckich zakładach pracuje płk rez. Ryszard Barański, który wcześniej kierował Oddziałem Techniki Lotniczej Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych Ministerstwa Obrony Narodowej. Oddział ten odpowiada właśnie za wybór maszyn dla wojska. Na rzecz koncernu Sikorsky jeszcze za rządów PiS, gdy ważyły się losy mieleckich zakładów lobbowało środowisko obecnego prezydenta Bronisława Komorowskiego i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, m.in. lobbyści Marek Matraszek i Hubert Królikowski. To z koncernem Sikorsky współpracuje państwowy koncern zbrojeniowy Bumar. Otoczenie Komorowskiego od lat sprzyja bowiem koncernowi Sikorsky. Według „Wprost” Komorowski ma zaufanie do wiceszefa MON Czesława Mroczka, który odpowiada za przetarg. Wielki wpływ ma też mieć na niego wojskowy wywiad. Prezydent znany jest natomiast z sympatii dla tego środowiska. Sam prezydent, będąc niedawno w Lublinie, mówił, że armia nie powinna brać rzekomo słabszych helikopterów tylko dlatego, że są produkowane w Polsce.  Przed złożeniem oficjalnych ostatecznych ofert amerykański Sikorsky Aircraft Corporation, oferujący skonstruowanego w latach 70. Black Hawka, właściciel PZL Mielec, szantażował Ministerstwo Obrony wycofaniem się z przetargu, jeśli nie zostaną zmienione wymagania przetargowe. Ostatecznie amerykański koncern jednak ofertę złożył. Powodem sprzeciwu Amerykanów było rzekome preferowanie w specyfikacji jednego a oferentów.

Na złość Putinowi

Choć koncern nie powiedział tego wprost, chodziło właśnie o francuskiego Airbusa. Faktem jest, że oferowany przez niego śmigłowiec EC725 Caracal najlepiej nadaje się na następcę MI-8 (choć ma zastąpić także Mi-14 i Mi-17), gdyż jest po prostu największy, mieści najwięcej sprzętu i ludzi (28, czyli 10-8 więcej niż konkurenci). Jest jednak najdroższy, Według tygodnika „Wprost”, ceną za zwycięstwo w przetargu było poparcie Francji dla Donalda Tuska w wyścigu o fotel przewodniczącego Rady Europejskiej. Jest on jednak ofertą najdroższą, cena egzemplarza waha się bowiem od 45 do 55 mln dol. Co więcej obecnie Francuzi nie mają w Polsce fabryki. Co więcej, Francja w zamian za wybór jej helikopterów ma wstrzymać się z przekazaniem Rosji okrętów Mistral, na czym zależy USA. Amerykanie natomiast mają w zamian dostać przetarg na polską tarczę rakietową. Istnieje też z punktu widzenia militarnego koncepcja kompletnie irracjonalna, by jako śmigłowce transportowe kupić małe Black Hawki, a jako ratownicze i dla marynarki wojenne ciężkie konstrukcje Airbusa.

Wobec AW 149 co rusz docierają „przecieki” z kręgów wojskowych, dyskwalifikujące tę kandydaturę ze względu na brak doświadczeń wojennych. Pomija się, że jest to najtańsza oferta.

NIEdobre bo polskie

W roku 2010 zakłady w Świdniku sprzedano włosko – brytyjskiemu koncernowi Agusta – Westland. Za rządów Platformy państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu zajmującej się prywatyzacją świdnickiego WSK udało się uzyskać chociaż kilkukrotnie wyższą cenę niż w przypadku PZL Mielec, które zbyto de facto za ok 60 mln zł.. Zakłady w Świdniku sprzedano za ponad 300 mln zł. Co najistotniejsze, już 2 lata później ogłoszono przetarg na nowe śmigłowce dla polskiej armii. Początkowo miało być to 26 maszyn, jednak później ich liczbę niemal trzykrotnie zwiększono. Wymagania przetargu od samego początku były kuriozalne. Jeden śmigłowiec ma być zarówno w wersji transportowej, ratowniczej, jak i szturmowej jako niszczyciel okrętów podwodnych. Nie trzeba być specjalistą lotniczym by wiedzieć, że helikoptery szturmowe muszą bez zdecydowanie mniejsze, lżejsze i zwrotniejsze od transportowych. Gen. Waldemar Skrzypczak, były wiceminister obrony odpowiedzialny za zakup uzbrojenia i Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Cieniuch Skrzypczak odrzucili możliwość zakupu które polska armia już posiada. Wyeliminowało to najtańszą, polską ofertę – produkowany przez zakłady w Świdniku wielozadaniowy śmigłowiec Sokół. Najnowsza wersja Sokoła – Głuszec jest gruntownie zmodernizowana i wyposażona w nowoczesne uzbrojenie spełniające NATO-wskie standardy. Przez 25 lat produkcji Sokół zamawiany był przez klientów z całego świata. Wykazywał się bardzo małą awaryjnością, a w zmodernizowanej najnowszej wersji spokojnie spełniał potrzeby polskiej armii. Atut ceny i produkcji w Polsce był w czasie kryzysu nie do przecenienia. Wybór Sokoła był też szansą dla polskich producentów jego uzbrojenia. Koszt jednego Sokoła to natomiast 5 – 7 mln dol, czyli 9 razy mniej niż francuski Caracal.

 

 

źródło: defense24.pl/wprost.pl/mysl24.pl/Dziennik Wschodni