W poniedziałek na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim gościł Lech Wałęsa. Temat wystąpienia? O wyższości Lecha Wałęsy nad Lechem Wałęsą.

„Cyrk przyjeżdża do Lublina” – usłyszałem jadąc poniedziałkowym rankiem na uczelnię. Początkowo nie zwróciłem na to uwagi. Ot, wyrosłem z takich uciech. Kiedy jednak wsłuchałem się w dyskusje prowadzone dookoła mnie, zrozumiałem. To nie cyrk, a pojedynczy clown. Clown o pseudonimie artystycznym – „Noblista”. Nie mogłem przegapić takiego występu. Wspólnie z kolegami zasiadłem na trybunach. Od razu zdziwiłem się, że spotkanie zorganizowano w tak małej auli. Przecież Wałęsa i jego ego nie zmieszczą się na tak małej powierzchni!

Do występu wciąż pozostawało kilkanaście minut, a organizatorzy rozpoczęli zasłanianie żaluzji w oknach. No tak, przecież słońce prowadzące swym blaskiem zagubionych Polaków może być tylko jedno! Żadna konkurencja nie jest wskazana!

Początkowo trochę się zaniepokoiłem. Pół godziny do rozpoczęcia, a sala prawie pusta. No jakże to?! Niewdzięczny Naród nie chce uznać, że Wałęsa wielkim Polakiem był? Toż to plemię żmijowe! Na szczęście pomyliłem się. Z każdą sekundą frekwencja rosła. Ludzi prawie jak na Małyszu! No, to Leszek będzie w swoim żywiole!

Wreszcie wszedł. A właściwie wkroczył. Wałęsa, jego brzuch i ego. W sumie trochę się zdziwiłem. Taka gwiazda na własnych nogach?! Nie wniesiono Go w lektyce? Cóż za afront!

O czym był wykład? Jak to o czym? O wyższości Wałęsy nad Wałęsa w kontekście działań Wałęsy. Główne przesłanie? Wielki Polak Lech Wałęsa wziął na siebie ciężar walki z komunizmem. Zrobił co mógł, ale ostatecznie przegrał. Dlaczego? Czyżby miał jakieś słabości? O nie! To Naród nie podjął jego dzieła. Nie doprowadził go do końca. „Miałeś chamie złoty róg…” zdawał się krzyczeć całym sobą Wałęsa. Zepsuliśmy to, co nasz Dobrodziej wypracował! My puch marny!

W pewnym momencie Wałęsa zaczął mówić o papieżu Polaku. Otóż zdaniem naszej legendy, Karol Wojtyła owszem pomógł w obaleniu komuny, ale jego rola jest przeceniania! Bo Jan Paweł II dał tylko słowo. A kto zamienił je w ciało? Oczywiście Lech Wałęsa. To nie ironia. To nie żarty z wiary. Ten człowiek powiedział to przy pełnej sali! Wielokrotnie!

Co mnie najbardziej przeraziło? To, że te bzdury były łykane przez 99% publiczności. Bez mrugnięcia okiem. Mało tego, podczas zadawania pytań we wstępie podkreślano jakim to autorytetem i bohaterem dla młodzieży jest gość KUL-u. Wazelina kapała. Brakowało mi tylko klęczników zamiast krzeseł. Byłyby bardziej adekwatne. A Leszek? Stał spokojnie przyjmując te umizgi jak coś naturalnego.

Słuchając tych peanów pomyślałem sobie: a może to ze mną coś jest nie tak? Jak Wałęsa i jego przemowa może mnie nie zachwycać, skoro innych zachwyca? Doszedłem do wniosku, że wypadałoby wziąć autograf od bohatera. Drugi raz może się taka okazja nie trafić. Niestety, ale przyszedłem nieprzygotowany do czego przyznaję się ze wstydem. Nie zabrałem bowiem ze sobą żadnej teczki. I tym sposobem szansa na autograf od bajkowego idola z mych dziecięcych lat przeszła obok nosa.