common.wikimedia

We wrześniu 2014 po raz pierwszy sześciolatki obowiązkowo pójdą do I klasy. Wszystko w myśl wchodzącej w życie reformy. Reformy, która budziła, budzi i z pewnością wciąż będzie budzić ogromne emocje.

Walczące o prawo rodziców do wyboru i decydowania o przyszłości swoich dzieci Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców na czele z Karoliną i Tomaszem Elbanowskimi wielokrotnie zwracało uwagę na fakt, iż placówki w których dzieci mają rozpocząć edukację są nieprzygotowane. Tymczasem dziś prorządowi propagandziści na czele z Dominiką Wielowieyską z „Gazety Wyborczej” z zachwytem i satysfakcją przywołują najnowszy raport Wyższej Szkoły Nauk Społecznych w Warszawie „Pedagogium”.

Wynika z niego m.in, że 89,4 procent badanych rodziców „dobrze” lub „dobrze z zastrzeżeniami” ocenia przygotowania szkoły do pracy z dziećmi, 74,2 proc. badanych rodziców uważa, że dzieci nie miały żadnych problemów z odnalezieniem się w szkole, 87 procent badanych rodziców zauważyło pozytywne zmiany w zachowaniu i działaniu swoich dzieci, które rozpoczęły edukację szkolną w I klasie w wieku sześciu lat. Większość też rzekomo deklaruje, że gdyby mieli podejmować decyzję jeszcze raz, to również posłaliby swoje sześcioletnie dzieci do I klasy. Zastanówmy się. Cztery miesiące do rozpoczęcia roku, rodzice wciąż nie mogą się pogodzić z tym że to państwo chce decydować o przyszłości ich dzieci i nagle, „przypadkiem” wychodzą na jaw takie badania? Czyżby próba uspokojenia rodziców?

O opinię na ten temat poprosiliśmy Tomasza Elbanowskiego z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców:

Trudno odnieść się do samych wyników badania, bo nie znamy szczegółów dotyczących metodologii i doboru próby. Najistotniejsze jednak jest to, że rodzice, których spytano tutaj o zdanie, mieli jeszcze wybór. Sami zadecydowali o posłaniu swoich dzieci do szkoły w wieku sześciu lat. Jeśli są zadowoleni, to bardzo dobrze. Ale nie można tych wyników uogólniać i odnosić do wszystkich sześciolatków. 80 procent rodziców w ciągu tych kilku lat wprowadzania reformy wolało jednak pozostawić dzieci w edukacji przedszkolnej. Od tego roku niestety za rodziców decyduje państwo. Nam chodzi właśnie o to, by tego wyboru rodzicom nie odbierać, i nadal będziemy o to walczyć. Trzeba też pamiętać, że faktyczne skutki wcześniejszego startu szkolnego często są widoczne dopiero w czwartej klasie, gdy dziecko przechodzi do nauczania przedmiotowego. Ocena sytuacji po roku nauki w szkole może być niemiarodajna” powiedział portalowi parezja.pl

Również na udobruchanie rodziców, którym odebrano prawo do wolności wygląda pobieżnie przygotowany przez MEN tzw. „darmowy”, rządowy podręcznik dla sześciolatków. „Odbieramy to jako propagandową zagrywkę – sposób na odwrócenie uwagi od zasadniczych kwestii związanych z tą reformą. Rodzicom odbiera się dziś prawo do decydowania o edukacji swoich dzieci. Sześciolatki przymusowo wysyła się do szkół, a w większości dzieci te nie są gotowe do edukacji w rygorze szkolnym. Warunki w wielu szkołach są złe, brakuje wciąż tak podstawowych rzeczy jak stołówki, szatnie, świetlice. Dodatkowo w ubiegłym roku zignorowano milion podpisów w sprawie referendum edukacyjnego. Hasło „damy wam coś za darmo” ma to wszystko przykryć. Podobnie było sześć lat temu – minister Hall też obiecywała darmowy podręcznik, kiedy chciała wysłać do szkół dwa roczniki naraz bez żadnego przygotowania. Potem okazało się, że darmowego podręcznika nie będzie. Teraz, kilka miesięcy przed rozpoczęciem roku, kiedy sześciolatki mają masowo iść do pierwszej klasy, nagle zaczynają się prace. To jest niepoważne, tak nie powinno się podchodzić do edukacji. Tempo prac znajduje odbicie w jakości, widać to niestety po pierwszej części elementarza. Zebraliśmy opinie ekspertów Fundacji i przesłaliśmy nasze stanowisko do ministerstwa, jest ono też opublikowane na stronie www.ratujmaluchy.pl.” – zakończył Tomasz Elbanowski.