Polska biegaczka Joanna Jóźwik podczas igrzysk w Rio zajęła 5. miejsce. Na podium znalazły się „zawodniczki” o bardzo wysokim poziomie testosteronu. Komentarz Jóźwik wywołał burzę.

Jóźwik w finale zajęła 5. miejsce z czasem 1.57,37. Pierwsze trzy miejsca przypadły zawodniczkom z Kenii, Burundi oraz RPA. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wykryty u nich wyjątkowo wysoki poziom testosteronu.

Złota medalistka z Rio Caster Semenya wyglądem zdecydowanie bardziej przypomina mężczyznę. W roku 2009 wyszło na jaw, że stwierdzono u niej hiperandrogenizm – nadmierne wydzielanie androgenów przekładających się na poziom testosteronu w organizmie, o wiele wyższy niż u przeciętnej kobiety. Na pewien czas została odsunięta od biegania, wprowadzono też regulacje dotyczące poziomu testosteronu w organizmie zawodniczek – jeśli któraś miała go więcej niż 10 nanomoli na litr krwi, musiała poddać się terapii hormonalnej.

W roku 2013 Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie zawiesił jednak zapisy IAAF dotyczące ilości testosteronu we krwi, a Semenya wróciła do rywalizacji.

To nie wszystko. Okazuje się, że biegaczka z RPA ma żonę. Do zdjęć ze ślubu dotarli internauci.

Po biegu finałowym Joanna Jóźwik stwierdziła, że wśród kobiet zajęła drugie miejsce.

Uważam, że powinno powrócić kryterium testosteronu w biegach kobiet. Zawodniczki, które zdobyły medale, pod względem wydolności i siły prezentują poziom nie do przeskoczenia. Denerwuje mnie bieganie z takimi zawodniczkami. Kiedy koło mnie przechodziła Wambui i zobaczyłam, że jest trzy razy większa ode mnie, to jak ja mam się czuć – powiedziała.

Takie słowa oburzyły lewactwo. Homoseksualista Patryk Chilewicz napisał:

Wstyd mi, że Jóźwik reprezentowała Polskę w Rio. Takie rasistowskie, seksistowskie teksty powinny dyskwalifikować.

Cóż, panie Chilewicz, sądzimy, że rozsądni Polacy są dumni z tego, że reprezentuje ich stuprocentowa, zdolna i piękna kobieta, a nie babochłopy korzystające ze swojej „inności” i kruczków prawnych.