foto: youtube.com
foto: youtube.com

Po obejrzeniu filmu Jana Komasy „Miasto 44” miałem wrażenie złe. Pierwotnie myślałem nawet, czy nie jest to film gorszy od „Kamieni na szaniec” (TUTAJ RECENZJA), jednak już się zreflektowałem. Są to zupełnie inne kategorie, bowiem „Kamienie” pod względem wizualno-dźwiękowym były całkiem sprawnie zrobionym filmem, zaś moje oburzenie skupiło się na treści i podpieraniu się własnej twórczości reżysera tytułem książki, która opisywała prawdziwe postaci.

„Miasto” miało być filmem na podstawie wydarzeń. Wiedziałem, że jest to opowieść o fikcyjnych postaciach działających w historycznym tle. O ile się nie mylę, film miał ukazywać okrucieństwo wojny, cierpienie i bestialstwo. Jednak zawiodłem się.

Stefan – najsłabsze ogniwo?

Od wielu znajomych słyszałem, że jedną z największych wad filmu jest postać głównego bohatera, Stefana (Józef Pawłowski). Nie mogę się z tym zgodzić, choć trzeba podkreślić, że na tę postać patrzyłem przez zupełnie inny pryzmat. Bowiem z Józefem Pawłowskim uczęszczałem przez dwa lata do jednej klasy w liceum. Dlatego też w pierwszej fazie filmu byłem wręcz zachwycony postacią Stefana. Przypominał mi bowiem tego człowieka, z którym chodziłem do klasy – radosny, pewny siebie, zaradny ale i zadziorny. Po prostu przyjemnie było wrócić do tamtego czasu.

W pewnym momencie filmu w Stefanie zachodzi zmiana. Staje się on małomówną maszyną do zabijania. Widać jednak wyraźnie, że jest to młody człowiek, który nie był nigdy wcześniej żołnierzem. Tutaj mogę zarzucić jedynie trochę przesadne udawanie twardziela, choć każdy oczywiście może patrzeć na to inaczej. Ogólnie kreację tej osoby oceniam w miarę dobrze.

Muzyka

To jest jeden z elementów, który ten film zniszczył. Nie mam pojęcia czyj to był pomysł, niemniej wrzucanie dubstepu do sceny seksu dwójki młodych powstańców (o tej scenie jeszcze za chwilę) było dla mnie komiczne. Był to jeden z momentów, gdy po prostu parsknąłem śmiechem. Atmosfera grozy, którą rzekomo film miał ukazać, upadła m. in. w tym momencie.

Poza tym całkowicie chybionym pomysłem muzyka nie przeszkadzała, jednak nie pomagała także się wczuć w klimat.

Efekty specjalne

To kolejna rzecz, która zniszczyła ten film. Bowiem efekty można określić jednym słowem: przesada. Za dużo spowolnionych scen, które czasem były zupełnie niepotrzebne. Za dużo „światełek”, które miały przedstawiać wystrzelone pociski. Za dużo wyolbrzymionych wybuchów, które w rzeczywistości miałyby miejsce chyba tylko przy uderzeniu taktyczną bronią jądrową (jest zresztą scena, gdy po trafieniu w budynek powstaje coś przypominającego grzyb atomowy, po czym zmiata wszystkich obecnych na ulicy ludzi). Za dużo krwi. Nie chodzi o to, że to obrzydliwe czy zbyt drastyczne. Po prostu przesadzone. Prawie każdy trup przed śmiercią pluje z ust krwią w ilości co najmniej pół litra. Po wspomnianej wcześniej scenie z „wybuchem jądrowym” następuje deszcz krwi i ludzkich kończyn. Taka przesada daje efekt nie budzący grozę, lecz komiczny. Moim zdaniem nie ma w tym za grosz realizmu. Osoby chcące zobaczyć „prawdziwy obraz wojny” srogo się zawiodą.

Tak oto film zniszczony został przez falę uderzeniową, przez śmieszny wręcz deszcz zwłok i krwi czy scenę całowania się, gdy powstańcy mieli przebiec pod ostrzałem karabinów maszynowych. Tutaj „światełka” imitujące pociski tworzyły komicznie wyglądające trajektorie, np. zawijały pętlę wokół dwójki zakochanych i leciały gdzieś dalej.

Obraz powstania

Przedstawiono dobrze dwa aspekty: nieprzygotowanie powstania oraz młody wiek wielu walczących. Widać było wiele osób niedojrzałych, które rzeczywiście pełne zapału poszły jednak „bawić się” w wojnę, nie do końca świadomi co to naprawdę jest. Pokazano także brak broni na początku powstania. I to moim zdaniem zasługuje na plus.

Znowu jednak reżyser musiał popłynąć. Jeden z dowódców powstańczych próbuje zgwałcić Polkę. Kolejnym punktem niszczącym film jest postawa Stefana. Postanawia bowiem uprawiać seks (jak wcześniej napisałem – w rytmie dubstepu) z koleżanką swojej dziewczyny. Zapewne stanie się to „argumentem” dla tych, którzy oczerniają uczestników powstania jakoby ci mieli w większości uprawiać nierząd. Niedługo dowiemy się, że głównym celem nie było pokonanie Niemców, lecz „zaliczanie” wszystkiego co się rusza.

Ocena ogólna

Film ogólnie mi się nie podobał. Polecam go tym, którzy lubią widok krwi oraz ludzkich kończyn w ilościach przesadzonych. Polecam także osobom lubującym się w abstrakcji i braku realizmu. Jeśli ktoś chce zobaczyć prawdziwe powstanie – nie zobaczy go w tym filmie. Jeśli ktoś chce odczuć prawdziwe okrucieństwo i piekło wojny – w tym filmie go nie doświadczy. Przesada zniszczyła coś, co mogłoby być naprawdę dobrym filmem.