Jeszcze do niedawna tematem wszechobecnym w mediach była wojna domowa w Syrii, która jeszcze czasem powraca niczym bumerang w przypadku nowych okoliczności i zwrotów akcji. Od dłuższego czasu nic nowego tam się nie dzieje, więc media przestały się tym tematem interesować, ale czy odbiorcy ich informacji wiedzą o co chodzi w tej wojnie? O co tak naprawdę ta gra się toczy? Nasze krajowe środki masowej dezinformacji podając wiadomości z frontu walk w Syrii uprawiały najprawdziwszą w świecie propagandę. Ich przekaz nie miał absolutnie nic wspólnego z dziennikarską rzetelnością. Próbowano przedstawić konflikt w sposób dychotomiczny – ze złym prezydentem, który uciska własny naród oraz dobrymi rebeliantami, którzy stają w obronie pokrzywdzonych, a których my mamy moralny obowiązek wspierać, nie bacząc przy tym na całą złożoność problemu tego konfliktu.

Na początek trzeba sobie uświadomić, że nie jest to konflikt bilateralny tylko multilateralny, gdzie nie występują dwie strony konfliktu, tylko … no właśnie ile? Ciężko zliczyć, ale możemy wyróżnić cztery podstawowe strony, które wzajemnie się zwalczają. Nie jest to wojna dwóch stron, gdzie inne wchodzą w sojusz z jedną ze stron, tylko jest to wojna wszystkich ze wszystkimi, każdego przeciw każdemu. Oczywiście jedną ze stron są siły rządowe, w naszych propagandowych środkach masowej dezinformacji nazywane także „reżimowymi”. Są to siły w dalszym ciągu wspierające prezydenta Bashira al-Asada. Drugą stroną są rebelianci –głównie zbuntowani oficerowie z armii syryjskiej i popierający ich żołnierze, którzy stanęli po stronie demonstrantów i protestującej ludności, kiedy prezydent nakazał spacyfikować ich protesty. Trzecią stroną są dżihadyści, którzy zjechali się z całego świata, aby wykorzystać zawieruchę wojenną i ustanowić wzorcowy islamski Emirat, w którym będzie obowiązywać prawo szariatu. I wreszcie czwartą stroną są walczący o własną niezależność i przynajmniej autonomię Kurdowie, którzy utworzyli nawet własne oddziały paramilitarne – swoiste frei korpsy, kontrolujące tereny zamieszkałe zwarcie przez Kurdów, czyli tereny przy granicach z Turcją i Irakiem.

Jak w ogóle doszło do całego konfliktu? Na fali arabskiej wiosny także w Syrii ludność cywilna wyszła na ulice i zaczęła się domagać demokratycznych reform ( syryjskiej demokracji rzeczywiście daleko było do zachodnich standardów, gdzie w wyborach startował tylko jeden kandydat… ). Prezydent pewien swojej pozycji w państwie kazał spacyfikować protestujące tłumy. Wtedy nastąpiła radykalizacja poglądów i postulatów wśród ludności Syrii, a wojsko zaczęła stopniowo przechodzić na ich stronę, bo zwyczajnie nie zamierzali strzelać do rodaków. Tym sposobem kilku zbuntowanych generałów wraz z podległymi im jednostkami utworzyli Wolną Armię Syrii. – to wersja oficjalna.
Prawda może jednak nie być tak prosta i tak do końca oczywista, ponieważ coraz więcej wskazuje na to, że w tłum protestujących obywateli wtopili się bojownicy al-Kaidy, którzy będąc obecnymi w tłumie, zaczęli atakować obiekty rządowe. To także ci sami ludzie najprawdopodobniej stoją za pierwszymi atakami na protestujących cywilów, którzy nie potrafili ich rozpoznać i odróżnić od sił rządowych. Skutkowało to polaryzacją i radykalizacją poglądów oraz wzajemnym oskarżaniu się dwóch zwaśnionych stron o dokonywanie aktów przemocy. Właśnie z powodu ataków bojowników al-Kaidy prezydent al-Asad kazał pacyfikować demonstracje, a protestujący cywile wzięli swojego prezydenta za agresora. Wygląda na to, że ktoś celowo napuścił na siebie te dwie strony, aby doprowadzić do eskalacji konfliktu i destabilizacji całego kraju, który niechybnie pogrążył się w wojnie domowej. Faktem jest natomiast, że bojownicy al-Kaidy są finansowani i zbrojeni przez … swoich rzekomych śmiertelnych wrogów czyli przede wszystkim USA oraz Izrael. W tym procederze partycypują także Arabia Saudyjska i Katar, przez które przechodzą pieniądze z Zachodu dla dżihadystów. Jest także faktem, że ci sami bojownicy, którzy zabijali Yankeesów w Iraku, dzisiaj są szkoleni przez armię turecką a także … polskich oficerów w obozach przejściowych w Jordanii. To że Polska szkoli bojowników tej samej al-Kaidy, z którą miała rzekomo walczyć w Afganistanie, zaszczytu nam nie przynosi oraz pokazuje z całą mocą zakłamanie naszych sojuszników z Yankeesami na czele w wojnie z urojonym terroryzmem, bo jak inaczej wytłumaczymy fakt, że za logistyczne zaplecze tych bojowników są odpowiedzialne MI6 oraz CIA? Ktoś pomyślałby, że to jakieś political fiction… Niestety w 2002 roku miała miejsce udokumentowana próba utworzenia komórki al-Kaidy przez Izrael w Strefie Gazy, aby uzasadnić atak na Palestyńczyków. Także Hamas – dziś wróg nr 1 Izraela jest tworem … Mossadu ( utworzony w celu zwalczania konkurencyjnej OWP Yassera Arafata ), który z czasem zerwał się z łańcucha, usamodzielnił i z sojusznika przekształcił się we wroga. Dzisiaj dżihadyści z komórek al-Kaidy coraz częściej i coraz liczniej przenikają także do oddziałów rebeliantów, więc na dzień dzisiejszy nie można już z całą pewnością odróżnić tych dwóch sił.

Wojenne zamieszanie próbowali wykorzystać także Kurdowie, by wywalczyć sobie jak najwięcej niezależności. Przynajmniej tak szeroką autonomię, jaką cieszą się ich rodacy w Iraku.
Co ciekawe co najmniej 90% mudżahedinów to cudzoziemcy! Pozjeżdżali się dosłownie ze wszystkich stron świata, w tym także z krajów tak egzotycznych dla świata islamu jak Belgia czy Rosja.
Warto tutaj przybliżyć nieco ewentualne motywacje mudżahedinów, którzy uważają swoją walkę za świętą, ponieważ walczą oni z prezydentem wyznającym alawizm. Jest to jeden z odłamów wywodzący się z szyizmu, oficjalnie będący religią synkretyczną, łączący w sobie wokół muzułmańskiego rdzenia także elementy wierzeń chrześcijańskich, zaratusztriańskich i astralnych. Alawici mają nadawać sobie chrześcijańskie imiona, obchodzić Boże Narodzenie i Wielkanoc, odrzucać sunnę, szariat i pięć filarów islamu, a także wierzyć w reinkarnację. Wielu sunnitów uważa ich za heretyków nie tylko ze względu na dalekie odejście od muzułmańskiej ortodoksji, ale także oskarżają ich o oddawanie prezydentowi al-Asadowi boskiej czci. W sensie jak najbardziej dosłownym. Napisałem, że w/w opis jest oficjalny, ponieważ nikt tak naprawdę do końca nie wie, w co wierzą alawici, ponieważ skrzętnie skrywają swoje prawdziwe wierzenia, które są okryte mgłą tajemnicy…

Wiele mówiło się także o interwencji zbrojnej państw NATO, aby powstrzymać krwiożerczego prezydenta i zakończyć jak najszybciej ten konflikt. Tylko że jakoś żadne państwo zachodnie się do tego nie kwapi. Nie tylko ze względu na aktywny opór Rosji i Chin ( zwłaszcza Rosji ), ale także w imię swoich własnych interesów. Zachodnim mocarstwom zależy, aby ta wojna trwała jak najdłużej i z pewnością będą ten konflikt podtrzymywać sztucznie jeszcze przez całe lata. Jednak interwencji NATO nie można w żadnym razie wykluczyć. Najwyraźniej czekają na odpowiedni moment. W każdej chwili mogą wrócić do wariantu, który już sprawdził się w Libii, czyli jawne opowiedzenie się po jednej ze stron i przeprowadzenie interwencji zbrojnej rzekomo w celu „ochrony bezbronnych cywilów” przed krwiożerczym tyranem. Równie dobrze mogą w dalszym ciągu zostawiać wolną rękę rebeliantom i al-Kaidzie, a kiedy ci już obalą prezydenta al-Asada i zaczną zaprowadzać swoje rządy, być może wtedy NATO zdecyduje się na interwencję zbrojną w celu „walki ze światowym terroryzmem”, a wtedy Yankeesi będą mogli zaprowadzić swoje bezpośrednie rządy w Syrii, dosłownie przejmując kraj.

Rzućmy teraz okiem na mapę Bliskiego Wschodu i sprawdźmy, jak wygląda tam układ sił. USA są żelaznym sojuszem Izraela. Syria jest wiernym sojusznikiem Iranu, który swego czasu odgrażał się, że wymaże Izrael z mapy świata i podobno rozwija nawet własny program nuklearny. Tylko że z tym programem jest podobna historia jak z Yeti – podobno ktoś widział… Mamy także sunnickie monarchie takie jak Arabia Saudyjska i Katar, które także dzielnie wspierają syryjską rebelię ze wszystkich sił, próbując obalić prezydenta al-Asada. Czują się one osaczane przez szyicki Iran i jego satelity w regionie. Z jednej strony w większości szyicki Irak, potem Syria, Liban i obecny w nim Hezbollah, w Zatoce Perskiej Bahrajn z większością szyicką, oraz na południu Jemen w którym połowę ludności stanowią zajdyci – kolejny odłam szyizmu. W związku z tym przede wszystkim Arabia Saudyjska, a także inne sunnickie kraje regionu, czują się zagrożone przez rosnące wpływy Iranu, dlatego też próbują maksymalnie osłabić jego sojuszników, którzy okrążają Arabię Saudyjską, tworząc swoisty półksiężyc. W tym momencie ich uwaga skupia się na Syrii.

Syryjscy rebelianci zaczęli ostatnio przenikać także na terytorium Libanu, gdzie ostrzelali libańskie posterunki w celu wciągnięcia tego państwa do konfliktu. Także już zapewnili, że przenikną do samych południowych przedmieść Bejrutu, które są  głównym siedliskiem Hezbollahu i pomoże to związać walką to ugrupowanie. Także wojska izraelskie już raz zapuściły się na 8 km w głąb terytorium Libanu. Były to oddziały stacjonujące na Wzgórzach Golan, które są także bazą dla dżihadystów, gdzie są opatrywani przez … wojskowych lekarzy izraelskich! Natomiast ostatni powietrzny atak Izraela na Syrię był planowany i miał poprzedzić ofensywę rebeliantów al-Kaidy przeciwko oddziałom prezydenta al-Asada. Zresztą Izrael ostatnio poinformował, że jeśli Syria odpowie uderzeniem odwetowym po ostatnich izraelskich atakach wojskowych, to Izrael obali rządy al-Asada w tym kraju. Należy przez to rozumieć, że Izrael grozi Syrii interwencją zbrojną i sam, będąc obecnie faktycznym agresorem poprzez finansowanie i aktywne wspieranie bojówek al-Kaidy oraz ataki konwencjonalne jak ten ostatni atak powietrzny, stawia siebie w roli potencjalnej ofiary, tworząc tym samym sytuację nad wyraz schizofreniczną.

Hezbollah walczący z syryjskimi rebeliantami stałby się całkowicie nieszkodliwy dla Izraela. Także Syria pogrążona w wojnie domowej jest dla Izraela wrogiem zupełnie zneutralizowanym. Rozszerzenie konfliktu miałoby na celu nie tylko zdestabilizowanie Libanu i pogrążenia go w wojnie, ale być może także umożliwienie interwencji zbrojnej w tym kraju i całkowitą rozprawę z Hezbollahem. Także na konflikcie syryjskim podczas ewentualnej interwencji Izrael mógłby pokusić się o znacznie większe zdobycze terytorialne niż tylko Wzgórza Golan.

Jakie cele przyświecają faktycznym agresorom? Są trzy najważniejsze:
1) całkowite unieszkodliwienie sojuszników Iranu w regionie, co mogłoby być prologiem do inwazji na ten kraj;
2) region Bliskiego Wschodu leży bardzo blisko południowej granicy Rosji, zdestabilizowany, pogrążony w totalnym chaosie, ciągłych konfliktach i wojnach domowych musi negatywnie wpływać także i na Rosję ( pewnie dlatego tak dzielnie broni Iranu i Syrii ), Chińczycy nie mogąc importować ropy ze zdestabilizowanego Bliskiego Wschodu musieliby skierować swoje poszukiwania tego surowca ku Syberii, co może grozić poważnym konfliktem między oboma państwami;
3) nie możemy zapominać, co łączy ze sobą kraje tak znienawidzone przez Wuja Sama – Libię, Syrię i Iran. Jedynym muzułmańskim państwem na świecie posiadającym broń atomową jest obecnie Pakistan, jednak swego czasu władze wszystkich trzech w/w krajów zwróciły się do Pakistanu z prośbą o pomoc w rozwoju własnego programu nuklearnego. Spośród tych krajów Libia już została unieszkodliwiona, Syria właśnie znajduje się na warsztacie, a Iran zostawiono na deser.

Obecnie obserwujemy proces bałkanizacji Bliskiego Wschodu, mający na celu pogrążenie całego regionu w niekończącej się wojnie. Na naszych oczach jest wiernie realizowany plan Bernarda Lewisa z lat siedemdziesiątych, którego cel został wymieniony w punkcie 2). Został już praktycznie zrealizowany wspólny plan USA i Arabii Saudyjskiej utworzenia regionalnej legii cudzoziemskiej złożonej z najemnych sunnickich fanatyków we wspólnym froncie przeciwko Iranowi. Wiadomości podawane w polskich środkach masowej dezinformacji są działaniem propagandowym, której nie powstydziłby się sam Goebbels. Było to najwyraźniej zamówienie polityczne realizowane we wszystkich mediach paktu NATO, aby przedstawić prezydenta al-Asada w skrajnie złym świetle i pokazać go jako wroga ludzkości ( wcześniej ten zabieg doskonale się udał w przypadku płk Kaddafiego ), aby moralnie uzasadnić ewentualną interwencję i zawczasu przygotować opinię publiczną, tym samym zyskując jej poparcie dla NATOwskiej agresji. Proszę pozostać głuchym na ten kłamliwy przekaz, który nie ma absolutnie nic wspólnego z rzetelnością dziennikarską. Podobnie też proszę się nie przejmować piosenkami takimi jak utwór „600 dni” O.S.T.R. który nie jest zorientowany w sytuacji i realiach tego konfliktu, nie ma o nich bladego pojęcia i który jedynie powtarza co do słowa medialny bełkot. Wygląda na to, że pewni zagraniczni decydenci postanowili, że już najwyższa pora zmienić władze w Syrii…