„Każdy, kto będzie Polakom przypisywał zbrodnie wojenne, ma być karany” – niedowierza niemiecki dziennik „Süddeutsche Zeitung”.

Autor artykułu Florian Hassel informuje niemieckiego czytelnika, że kara pozbawienia wolności ma grozić wszystkim, którzy „będą błędnie przypisywać Polsce zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej przez Niemców”, a przewiduje to rządowy projekt nowelizacji „Ustawy o dobrym imieniu Polski”. Dziennikarz podkreśla, że według PiS-u w walce z fałszowaniem historii, np. w przypadku używania takich określeń jak „polskie obozy koncentracyjne”, protesty dyplomatyczne nie są skuteczne.

Hassel powołuje się na „autorytet” Baracka Obamy, który użył swego czasu określenia „polskie obozy koncentracyjne”.

Zdaniem Hassela krytycy rządowych planów nazywają je „manewrem propagandowym, który ma zepchnąć opozycję i krytycznych historyków do ofensywy”, przez co sam sieje w Niemczech antypolską propagandę.

Najbardziej oburzające dla autora jest to, że ustawa dotyczy zarówno polskich obywateli jak i cudzoziemców. Ma w niej chodzić o obwinianie za zbrodnie Polaków przez Polaków. Za przykład gazeta podaje… historyka Jana Tomasza Grossa, którego bierze w obronę. Przeczytać możemy, że wynurzenia Grossa na temat mordowania Żydów przez Polaków zostały zatwierdzone przez ówczesny IPN, natomiast obecny szef instytucji, „historyk sympatyzujący z rządzącym PiS-u” „w swoich publikacjach opisuje polskie bohaterskie czyny”, zaś zaprzecza jakoby Polska była odpowiedzialna za pogrom Żydów w Jedwabnem.

Autor stwierdza, że na podstawie istniejących już ustaw możliwe jest postawienie przed sądem tych, którzy zaprzeczają istnieniu KL Auschwitz, a zatem nowa ustawa nie jest potrzebna. Najwyraźniej Niemcy mają się czego bać.