Od lat w Skandynawii a szczególnie w Szwecji i Norwegii rozgrywa się dramat tysięcy rodzin. Dramat, o którym nie usłyszymy w wiodących mediach, w głównych wydaniach wiadomości. Dramat, z którym rodziny są zostawione same sobie.
To właśnie tam, w Skandynawii powstał już mit: „Wszechmogących Urzędników Pomocy Społecznej”. Państwo wychodzi z założenia, że dzieci są „dobrem państwowym”. Upodobano sobie rozbijanie i rozdzielanie rodzin. Dzieci są odbierane rodzicom i umieszczane w rodzinach zastępczych lub domach dziecka, w których często stykają się z przemocą słowną, fizyczną i seksualną ze strony opiekunów. Pomoc społeczna może odebrać dziecko kiedy chce i bez większych tłumaczeń. Urzędnicy nie podlegają nikomu, nikogo się nie boją i nikomu nie muszą się tłumaczyć. Bardzo popularne jest zabieranie dzieci z domów, gdzie się „nie przelewa”. Nie chodzi jednak o rodziny patologiczne czy znajdujące się poniżej granicy egzystencji a o rodziny, które po prostu żyją skromniej, którym się w życiu nie udało. Nikt nie patrzy tam na silne więzi domowników, na to że w domu panuje miłość, nie skrępowana oczekiwaniami i wymaganiami materialistycznymi. Urzędników to nie obchodzi. Szuka się kruczków prawnych i bezdusznie rozbija się rodziny. Kogo obchodzi co stanie się z psychiką najmłodszych, którzy z dnia na dzień muszą odejść z domu i zostają rzucone w obce miejsca, często pośród wrogich im ludzi.
To nie wszystko. Dzieci można odebrać za to, że rodzic da nieposłusznemu dziecku klapsa albo krzyknie na nie chcąc przywołać do porządku. Takie sytuacje z lubością podciąga się pod „znęcanie się” i „przemoc w rodzinie”. Wystarczy nieżyczliwy sąsiad, który doniesie albozbyt ambitny przedstawiciel oświaty. Ale nie trzeba na dziecko krzyczeć. Wystarczy, że jest smutne. Tak było w przypadku polskiej rodziny mieszkającej w Norwegii. Helena i Arkadiusz Rybka, z dnia na dzień stracili swoją córkę – Nikolę. Dziewczynka płakała i była smutna, przeżywając ciężką chorobę babci. Zauważyli to nauczyciele w szkole i donieśli odpowiednim służbom. Te natychmiast umieściły dziewczynkę w rodzinie zastępczej. Nie uwierzyły w wyjaśnienia rodziców, uzasadniając to tym, ze w Norwegii więzy rodzinne są rozluźnione i to nie do pomyślenia żeby płakać z takiego powodu. Wróciła do rodziców tylko dzięki ucieczce, którą zorganizował wynajęty detektyw Krzystof Rutkowski. Wszyscy wrócili do Polski, bez szansy ponownego pojawienia się w Norwegii. To jednak nie wszystko. Totalitarna Norwegia postanowiła upomnieć się o dziewczynkę i zażądała od Polski wydania dziewczynki. Sąd w Szczecinie odrzucił bezprawny apel norweskiej gminy.
Tak właśnie w krajach skandynawskich walczy się z tradycyjną rodziną. Niszczy się obywateli psychicznie wtłaczając im do głów, że takie działania sią w pełni uzasadnione. Jeżeli ten „postęp” nie zostanie zatrzymany podobny terror zawita do Polski. Przecież my też często słyszymy o odbieraniu przez polskich urzędników dzieci z rodzin, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej. A przygotowywani do tego jesteśmy poprzez różnej maści „ekspertów” kwestionujących znaczenie rodziny. Promowanie aborcji, antykoncepcji, feministycznych „kobiet wyzwolonych” przedkładających karierę nad rodzinę to wszystko ma przygotować grunt. Osłabić więzy i pozycję tradycyjnej rodziny.