Celebrycki pisarz Szczepan Twardoch kolejny raz zadziwia pogardą dla zdrowego rozsądku, patriotyzmu i szacunku do kraju, w którym żyje.

W najnowszym wywiadzie stwierdził, że nie może pogodzić się z gloryfikacją przemocy zawartą w dewizie „Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę”. Zdaniem Twardocha „to obraz fałszywy, szkodliwy i bezwartościowy”. „W XXI wieku trzeba być idiotą, żeby myśleć o wojnie w kategoriach radosnej przygody” – tłumaczył. „Od kiedy mamy pobór, od kiedy kogoś można wziąć do wojska wbrew jego woli, odtąd ktoś taki jest tylko cywilem w mundurze. Nie chciałem być na tej wojnie, ale muszę na niej być, bo mi ojczyzna kazała” – powiedział i dodał: „Masowa armia z poboru jest dla mnie czymś potwornym (…). Jeśli już mówimy o umieraniu za ojczyznę, to odnoszę wrażenie, że w Polsce dziwnym trafem najgłośniej do tego nawoływały osoby, które za nią nie umierały”.

Dalej coraz ostrzej atakował polskich patriotów: „Co trzeba mieć w głowie, żeby po kampanii wrześniowej, w której słabość polityczna i militarna Polski została wyraźnie obnażona, i która pokazała, że Polska jako podmiot polityki międzynarodowej sobie nie radzi – siedzieć w okupowanej Warszawie i rysować mapki imperium Lechitów od Murmańska po Hamburg?”. Na to wtrącił dziennikarz: „Oni próbowali przechować narodową tożsamość w warunkach okupacji…”. Twardoch: „Fantazjując o polskim imperium, które gdyby miało powstać, to na polskiej krwi? Rzeczywistość to chyba dość brutalnie zweryfikowała. Krew została przelana, a żadne imperium nie powstało. I dzięki Bogu, bo imperium Polaków to perspektywa dość przerażająca”. Jak dodał: „To nie jest tak, że polskość przetrwała, bo jacyś młodzi, zaślepieni chłopcy dali się pozabijać, pisząc wcześniej głupoty o polskim imperium. Bo po pierwsze polskość przetrwałaby i bez tego (…). Ta ich śmierć polskości się w niczym nie przysłużyła. A to i tak przy optymistycznym założeniu, że polskość czy w ogóle jakakolwiek tożsamość narodowa jest wartością. Bo ja w sumie nie wiem. Jeśli jest, to jakoś, co najwyżej, sentymentalną”.

„Dojrzałością byłoby uznać siebie za jeden ze zwyczajnych narodów, który powinien prowadzić politykę zagraniczną zgodną ze swoim interesem, a nie łudzić się z jakiegoś powodu, że kogokolwiek poza Polską interesują polskie moralne przewagi. Na przykład Polska chciałaby układać swoje relacje z Wielką Brytanią, powołując się ciągle na to, że polscy lotnicy walczyli w roku 1941 w bitwie o Anglię. A kogo to obchodzi?” – oznajmił i dodał: „Moralne przewagi Polaków są nieprawdziwe. Polacy się nie różnią od innych ludzi i narodów. Ja wiem, że to brzmi brawurowo w Polsce i to jest strasznie śmieszne, że to brzmi brawurowo. Tymczasem Polska prowadzi politykę zagraniczną opartą na poczuciu własnej wyjątkowości. Popełniając największy błąd polityka: otóż wierząc we własną propagandę. I opiera to się wszystko na tym ekscentrycznym przekonaniu, że Polacy jako wspólnota są z tajemniczego powodu moralnie nieskalani i niewinni”. Dalej mówił z pogardą o „radosnych husarzach wyklętych” i „całym tym nowopatriotycznym zapaleniu mózgu”.

Według Twardocha polska powojenna klasa średnia wzbogaciła się na „szabrze” mienia żydowskiego, co Polacy w jego mniemaniu niesłusznie negują. Dziennikarz na to: „To bardzo ciężkie oskarżenie…”. Twardoch: „Ale dość oczywiste, prawda?”. Jak dodał: „Samo klasyczne już negowanie jakiejkolwiek wzmianki o polskim udziale w Holokauście też jest rodzajem wyparcia”. Po chwili podkreślił: „Pozostaję przy opinii, że Polska należy do wszystkich ludzi, którzy w niej mieszkają, a nie tylko do etnicznych Polaków, cokolwiek by to miało znaczyć”.

„Nie, nie jestem Polakiem. Mój związek z polskością jest skomplikowany i złożony, głównie z tego powodu, że moja rodzina 70 lat temu historycznym przypadkiem razem ze swoim hajmatem znalazła się w zasięgu oddziaływania polskiej kultury. Gdyby akurat Stalin miał inny kaprys, to moje związki z polskością byłyby nie bliższe niż są moje związki na przykład z kulturą Łużyczan. No ale tak się akurat złożyło, że piszę po polsku. Natomiast etnicznie nie jestem Polakiem, jestem Ślązakiem i mam głęboko w d…pie, czy to kogoś uraża, czy nie, albo czy jakiś polski patriota czuje się tym zagrożony, czy nie. Mój tato jest pierwszym z długiej linii śląskich Twardochów, który urodził się jako polski obywatel i w Polsce funkcjonuje” – obwieścił.

„Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, to nie byłoby żadnych kontrowersji. Jeśli Ruch Autonomii Śląska wzbudza w Polsce kontrowersje, to dlatego, że Polacy boją się inności, oraz jeszcze własnego cienia. To strasznie śmieszne, iż ci rzekomi potomkowie husarzy tak bardzo boją się 300 tys. ludzi deklarujących inną niż polska, tożsamość etniczną, że starają się w ogóle wyprzeć nasze istnienie ze swojej ciasnej świadomości, bo tak przywykli do całkowicie jednorodnej etnicznie, gomułkowskiej wizji Polski” – oznajmił z charakterystycznym dla siebie jadem.

Zobacz: Bełkot Twardocha: Dlaczego Polska ma bardziej należeć do Polaków niż do Żydów?